Jak skutecznie wypozycjonować stronę na rynku hiszpańskim? Czy hiszpańskie SEO różni się od polskiego? Jakie narzędzia i strategie SEO sprawdzą się na południu Europy? Tego dowiesz się z najnowszego odcinka semCASTu!
Gościem Krzysztofa Marca jest Natalia Witczyk – międzynarodowa konsultantka i ekspertka SEO mieszkająca w Barcelonie, założycielka firmy Mosquita Digital, prelegentka branżowych konferencji i jurorka konkursów SEO. W dwudziestym dziewiątym odcinku semCASTu dzieli się swoją wiedzą na temat międzynarodowego SEO i radzi, jak skutecznie podejść do tematu ekspansji na rynki zagraniczne.
Sprawdź:
- czym różni się międzynarodowe SEO od działań w Polsce,
- jak zrobić skuteczny keyword research bez znajomości języka,
- jakie strategie link bulidingowe są popularne na południu Europy,
- jakie błędy najczęściej popełniają firmy przy ekspansji na rynki zagraniczne,
- czy warto inwestować w lokalnych autorów treści,
- jak wygląda ekosystem wyszukiwarek i marketplace’ów w Hiszpanii,
- jak wykorzystać eventy branżowe do rozwoju biznesu.
Krzysztof Marzec: Witajcie w kolejnym odcinku semCASTu. W dzisiejszym odcinku uciekamy z Polski do słonecznej Hiszpanii i będziemy rozmawiać o SEO na rynkach zagranicznych z przykładem właśnie na rynku hiszpańskim. I nie byłbym sobą, gdybym nie zaprosił wybitnej specjalistki w tym zakresie, czyli Natalii Witczyk. Cześć Natalia.
Natalia Witczyk: Cześć Krzysiek, serdecznie dziękuję za zaproszenie, bardzo mi miło.
KM: Natalia jest międzynarodową konsultantką i ekspertką SEO, ma doświadczenie w rynku Wielkiej Brytanii, w rynku hiszpańskim, na co dzień operuje z Barcelony i jest założycielką firmy Mosquita Digital. Bardzo często spotykamy się na różnych konferencjach, na sędziowaniu w European Search Awards m.in., więc postanowiłem wykorzystać wiedzę Natalii na temat rynku nie tylko hiszpańskiego, ale od tego zaczniemy. Natalia, prosto z mostu pytanie. Twoje doświadczenie na rynku hiszpańskim może nam dużo powiedzieć, czym różni się robienie SEO właśnie tam, od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce. Na co powinniśmy zwrócić uwagę przede wszystkim?
NW: Przede wszystkim pierwsza ogromna różnica, która przychodzi na myśl w rynku hiszpańskim, to fakt, że hiszpańskim operuje masa ludzi na świecie. Więc pierwsze pytanie, które ja zadaję każdemu klientowi, to na ile ich interesuje rynek hiszpański w Hiszpanii, czy hiszpańskojęzyczny ze świata, bo wtedy strategia jest zupełnie inna i zupełnie inaczej podchodzi się do analizowania danych. No i też fajnie o tym wiedzieć, jak ktoś nie pracował na takich stronach właśnie, które atakują języki z wielu obszarów świata, to może nie wiedzieć, że na przykład masa ruchu, nawet jeżeli tylko próbujesz targetować Hiszpanię, pojawia się z całej listy innych krajów i zawsze będzie jakiś ruch z Meksyku, jest bardzo dużo ruchu ze Stanów Zjednoczonych, coraz więcej hiszpańskojęzycznego i to są użytkownicy, którzy prawdopodobnie po prostu nie wiedzą, że trafiają na hiszpańską stronę, a Google różnie sobie radzi z tym targetowaniem języków i krajów. Więc tak, trzeba mieć na uwadze po prostu, że to jest dużo bardziej międzynarodowy kontekst niż jednak polski.
KM: Okej, czyli musimy odpalić dużo częściej Google Analytics 4 i nie tylko patrzeć na ruch, ale segmentować go pewnie po krajach. A gdybyśmy, bo rozumiem, że najczęstszą domeną, którą będziemy spotykać w wynikach wyszukiwania, jest domena z końcówką ES. Natomiast czy te strategie, które przyjmują firmy, które chcą wchodzić na taki rynek, że mają swoją domenę PL i dodają wersję językową hiszpańską, czy na przykład zakładają domenę COM z różnymi wersjami językowymi. Jak byś tutaj doradziła, od czego zacząć?
NW: No to na pewno od razu zaatakuję temat domeny PL i tutaj postawienie na domenie PL subfoldera, który będzie brzmiał ES, nic nam nie pomoże. To będzie naprawdę ciężka walka z Googlem, żeby to w Hiszpanii się jakkolwiek pojawiło. Więc na start polecam domenę międzynarodową, neutralną. Oczywiście .com jest super w cenie, ale nie zawsze dostępne. Więc może jakieś .io, może jakieś inne pomysłowe, ale na pewno nie .pl. No i co? Zaczynamy, stawiamy domenę i przede wszystkim decydujemy właśnie, pierwsze to pytanie, czy to jest Hiszpania, czy to jest świat hiszpańskojęzyczny. Jeżeli Hiszpania, to ten hiszpański ma bardzo konkretne zasady gramatyczne, których się trzymamy. Jeżeli świat, najczęściej ludzie wybierają meksykański hiszpański, który jest najpopularniejszym sposobem pisania, ale też w ogóle te latynoskie wersje hiszpańskiego są do siebie w miarę podobne, a dość różne od hiszpańskiego z Hiszpanii. Więc to jest taka pierwsza decyzja biznesowa.
KM: Czy są tu jakieś narzędzia, które nam pomogą poza próbą przepisywania tych tekstów? Na przykład na rynki anglojęzyczne mamy narzędzie Grammarly, którym możemy poprosić, żeby optymalizowało treści pod kątem British English albo właśnie na Stany Zjednoczone. Natomiast tutaj z hiszpańskim są jakieś gotowce, które nam mogą pomóc, czy raczej tylko AI?
NW: AI robi to świetnie. Ja powiem osobiście, że używam, że zdarza mi się lokalizować trochę języka albo sprawdzać, jak on jest zlokalizowany i te modele naprawdę są w tym dobre. Więc nie znam konkretnych narzędzi. Wiem, że one kiedyś istniały, ale to głównie tłumaczeniowy temat. Ja raczej z tłumaczami współpracuję, niż próbuję zająć ich miejsce. No i już otwieramy tutaj drzwi SEO. Nie ma lepszego narzędzia niż Keyword Research, który jest robiony pod konkretny rynek. Czyli jeżeli Ameryka Łacińska, to sprawdzamy oczywiście dane z Ameryki Łacińskiej. Jeżeli z Hiszpanii, to Hiszpania. I to nam naprawdę dużo klaryfikuje na samym wstępie.
KM: Super. Poruszyłaś bardzo ważny temat dla mnie, bo widziałem wiele kampanii, w których analiza słów kluczowych polegała na tym, że była tłumaczeniem 1 do 1 za pomocą jakichś translatorów. I nawet kiedy one w dobie AI są świetne, to i tak gwarantowało to przepalanie budżetu, bo te słowa wcale nie oznaczały tego, co chcieliśmy właściwie reklamować. Więc poprawianie takiej kampanii pokazywało, że to nie działa. Więc jakie jest dobre podejście do tej analizy słów kluczowych, szczególnie jeżeli mam taką sytuację, że chcę wyjść na rynek z językiem, którego nie znam. Nie mówię w nim super biegle, muszę uwzględnić te lokalne niuanse.
NW: Start jest naprawdę ważny, żeby mieć w zasięgu native speakera, a jak to jest w ogóle seowiec native speaker, który w tym języku naprawdę zna te detale, te niuanse słowne słów kluczowych, to naprawdę stawia to projekt na dobrych nogach, na dobrych fundamentach. No i na przykład ja osobiście, to się będę chwalić, mówię po hiszpańsku biegle, mieszkam tutaj 8 lat, ale unikam robienia keyword researchu po hiszpańsku. Wolę go komuś odkontraktować, kto zna ten język lepiej i naprawdę te niuanse rozumie. Bo kiedyś jako junior seowiec myślałam sobie, keyword research to najprostsze, to zaczynamy od tego i potem już z głowy. A teraz myślę sobie coraz bardziej z wiekiem, że to jest najtrudniejsze, najciekawsze, najbardziej soczyste narzędzie SEO i rozumienie tego klienta, tego produktu, tego problemu, który rozwiązuje. Więc staram się temu właśnie też dać odpowiednie warunki, żeby ten keyword research zadziałał. Native speaker, który zna branżę, to już w ogóle petarda, więc najlepiej gdyby ten native speaker miał jakieś zainteresowania związane albo nawet po stronie klienta przeszkolić kogoś, który jest marketingowcem, który zna produkt, zna problem, zna język, ale może nie zna narzędzi SEO. Więc tutaj można budować różne współprace, różne synergie. No ale jeżeli tak, jeżeli mamy specjalistę, który w danym temacie się czuje mocno i do tego jeszcze jest native speakerem, to na pewno przyniesie nam zupełnie inny keyword research niż ktoś to po omacku translatem jakieś tam słowa kluczowe skleja.
KM: Ok, a jeżeli chodzi o konkurencję i sam poziom, bo mamy różne kraje, powiedzmy wyciągam sobie tę konkurencję Semrushem i nagle zabieram się za analizę i znalazłem wiele takich nisz w konkretnych krajach, że postawienie nowej strony na ślicznym, zoptymalizowanym WordPressie to już kompletna wygrana, bo pozostałe strony są bardzo, bardzo w tyle technologicznie. Czego się spodziewać tutaj w Hiszpanii? Że będzie to na podobnym poziomie jak w Polsce? Że będzie bardzo dużo nowych stron, które walczą u użytkownika? Czy jednak jest jakaś różnica, którą widzisz na coś, warto zwrócić uwagę?
NW: Hiszpania ma dość mocne zaplecze black hatowe. Ma dość dużą społeczność, która siedzi mocno i buduje strony automatyczne od 10 lat i wręcz jest taki w ogóle sposób myślenia o tym, że dużo seowców płaci za dostępy do pewnych kanałów wspólnej komunikacji, gdzie się wymieniają tymi problemami, gdzie się dzielą pracą, budują razem firmy. Więc nie jest to rynek łatwy i prosty. Do tego jeszcze dodam, że ci właśnie blackhatowcy, którzy tutaj są dość słynni, potrafią później iść właśnie na Amerykę Łacińską, na Włochy, na Portugalię, bo mają już know-how i adaptowanie tych rozwiązań na inne kraje jest łatwe. Natomiast jeżeli znajdziesz niszę, która faktycznie nie jest jeszcze wykorzystana, no bo jednak umówmy się, że świat jest dość szeroki i głęboki i jest wiele do odkrycia i może się trafić pomysł kopalnia złota, to myślę, że nie jest to tak skomplikowany temat, jak na przykład angielskojęzyczny internet, gdzie ta konkurencja jest zupełnie inna, na innym poziomie. Koszty linków są zupełnie inne, w Stanach na przykład. Więc można próbować to atakować. No i przede wszystkim algorytm, każdy Polak będzie to wiedział, bo algorytm Google’a nie jest równy w każdym języku i tak jak sobie nie radzi do końca z polskimi niuansami czasami i potrafi się rankować coś, co nie jest świetnej jakości, tak też jest z hiszpańskim. Można gdzieś tam na pół gwizdka mieć farta i się rankować.
KM: Właśnie powiedziałaś o linkach i o koszcie linków. Czy Hiszpania, podobnie jak w Polsce, opiera się jakieś platformy, jeżeli chodzi o zakup linków? Czy tam jest więcej takiego white hatowego działania, gdzie próbujemy rozmawiać z redakcjami, żeby pozyskiwać linki? Jak byś to miała porównać, ten polski, hiszpański i ten ogólny, globalny rynek, to jak by to wyglądało?
NW: Jest kilka mocnych platform link buildingowych. Przede wszystkim jest okolica Hiszpanii. Oczywiście nie jest Hiszpania, czyli Gibraltar, gdzie jest parę takich mocno black hatowych biznesów typu hazard, jakieś tam zakłady sportowe. Więc w tych okolicach też powyrastało na południu Hiszpanii sporo firm, które próbują kapitalizować na Gibraltarze. Sama zresztą miałam bardzo krótką przygodę z gamblingiem w Barcelonie, ponieważ była tutaj, bo cały czas jest agencja, która powstała, żeby wspierać przede wszystkim Pokerstars, ale też inne firmy. No i to gdzieś tam ma swoje skutki na rynku. Więc to kupowanie linków jest wszechobecne, można by powiedzieć. Ale z drugiej strony jest cała grupa klientów pewnych branż, które nigdy się na kupowanie linków nie zdecydują. Pracowałam na przykład dla kancelarii prawniczej, która miała naprawdę duże problemy z wejściem mocno w SEO. Po prostu nie była znana i brakowało jej linków. Ale kupienie linka, ani jednego nie było dla nich opcją. Więc są takie branże bardzo tradycyjne, które tej linii nie przekraczają. Wydaje mi się, że w Polsce to jest trochę bardziej znormalizowane, że te linki się gdzieś tam kupuje. A jednak w Hiszpanii albo kupujesz i to dużo i na maksa, albo w ogóle się od tego odcinasz.
KM: A czy to nie wynika przypadkiem z tego, że w momencie kiedy my tutaj w Polsce widzieliśmy jakieś pojedyncze kary ręczne, więcej kary automatycznych, ale potem one zupełnie zniknęły? Jak gdyby ta komunikacja ze strony Google’a praktycznie teraz nie istnieje. To są jakieś pojedyncze perełki i naprawdę rzadko się pojawiają. Tak jak na przykład w Niemczech były ukarane masowo strony i masowo, uwaga, platformy, które służyły do zakupu linków. To czy w Hiszpanii to taka ingerencja Google’a, ta ręczna, ta moderacja, ona jest jakoś zauważalna, czy bardziej tak jak u nas, przeszła do pełnej automatyzacji?
NW: Wrócę do tego blackhatowego środowiska, które znam tylko pobieżnie. To jednak nie jest mój codzienny klimat seowania, ale zawsze są to ciekawe historie. No i oni na przykład opowiadają, że coś się jeszcze czasem trafi, ale nie na taką skalę, wydaje mi się, jak było to widać w innych krajach. No i znowu, to są te legendy, tych manual penalty, a tak naprawdę ciężko zrozumieć gdzie, kiedy, ile, jak, ale to też takie były ekstremalne sytuacje, gdzie te strony były po prostu w 100% automatyczne. Zanim jeszcze była jakakolwiek inteligencja sztuczna wprowadzana do pisania, to po prostu były zupełnie słabe jakości teksty, więc też ciężko się dziwić, że to zostało wyłapane prędzej czy później. A w takich typowych link buildingowych case’ach, gdzie po prostu te linki były jedynym powodem, no to szczerze mówiąc nie słyszałam, natomiast nie chcę obiecywać, że nie było.
KM: Czyli jeżeli będziemy grać w miarę okej, możemy ominąć radary Googla, natomiast oczywiście jak zwykle polecamy wysoką jakość linków i sensowną treść, wtedy jest największy spokój. Chciałem zapytać o domeny, ponieważ w Polsce jest tak, że na rynku domen, kiedy ktoś szuka nowego biznesu, a tutaj mówimy o ekspansji na nowy rynek, więc chcemy kupić tą domenę ES, to trzeba bardzo uważać i sprawdzić, co się z tą domeną działo w przeszłości. Ze względu na taki bardzo mocny u nas rynek przejmowania tych domen, wykorzystywania ich na zaplecza SEO, podlinkowywanie niekoniecznie dobrymi linkami, więc ta domena może być trochę spalona na początku. Czy na takie samo coś powinniśmy, szczególnie przez to, że wspominasz o tym Black Hatcie w Hiszpanii mocnym, czy też powinniśmy na to uważać?
NW: Powinniśmy uważać, zawsze sprawdzam. Osobiście nie znalazłam chyba takiej domeny, którą klient chciał kupić i byłoby coś naprawdę nie tak, ale sprawdzam, zawsze sprawdzam, bo ten jeden case na milion to byłby bardzo spalony, więc polecam sprawdzać i się pilnować.
KM: Czyli dmuchamy na zimne, Wayback Machine pozwoli nam sprawdzić, co było na tej domenie wcześniej, a narzędzia takie jak Ahrefs albo Majestic pozwolą nam sprawdzić, jaki ma już profil linków i być może znajdziemy jakąś fajną opuszczoną perełkę i SEO pójdzie akurat łatwiej. To na koniec tutaj przy tej specyfice rynku hiszpańskiego zapytam, czy tam też jest tak jak u nas, że Google i tylko Google, czy coś powinniśmy jeszcze innego rozważyć w tej naszej obecności w wyszukiwarkach?
NW: Nie byłabym sobą, która by nie próbowała wcisnąć reklamy innych wyszukiwarek, bo osobiście bardzo lubię. Ja osobiście korzystam z wyszukiwarki Brave, która jako jedyna konkurencja Googla ma własny indeks. Nie kupuje indeksu od Binga, tak jak inne wyszukiwarki konkurencja Googla, tylko sam Brave próbuje stworzyć swoją wersję. Natomiast czy jest to konkurencja Googla? No nie jest. Jest to rozwiązanie bardzo niszowe, bardzo specyficzne i tych kilka takich malutkich rozwiązań gdzieś tam w jakichś takich trochę bańkach bardzo technicznych, bardzo ludzi zainteresowanych robieniem czegoś inaczej, to gdzieś tam się to przewija. Jakieś może DuckDuckGo, ale to są grosze. To jest bardzo niski udział w rynku, więc ciężko to brać pod uwagę jako strategia SEO na dużą skalę. Natomiast to, co zawsze mówię swoim klientom, jeżeli pracujesz nad czymś z blockchainem albo twoim rozwiązaniem jest SuperSaaS dla bardzo technicznie ogarniętych ludzi, to może tam jest twoja grupa docelowa. Może nie musisz patrzeć na procent użytkowników w całym kraju, tylko wystarczy ci fakt, że ten bardzo niski odsetek, którzy są dokładnie w twojej grupie docelowej, może się tam pojawić. No i co? Też umówmy się, to nie są strategie totalnie różne od strategii dla Googla. Na przykład ciężko jest mierzyć rankingi, ale możesz je sprawdzić manualnie, więc jest to taki insight, żeby po prostu zerknąć, rozszerzyć to myślenie, wyedukować klienta, że to istnieje, testować, czasem kliknąć w ich wynik, żeby te ich własne algorytmy wiedziały, że tam coś zainteresowanego jest i może wystarczy na teraz. Natomiast z bliska obserwuję. Czy to się będzie zmieniać? Myślę, że tak. Myślę, że temat danych i bezpieczeństwa będzie się pojawiał coraz bardziej na tapecie i to będzie kwestia ważna dla coraz większej grupy użytkowników. Więc te wyszukiwarki, takie właśnie Privacy First, czyli jakieś tam DuckDuckGo czy Brave, mogą coś uszczypnąć z rynku.
KM: Okej, a jak popatrzymy, tak podsumowując na rynek hiszpański, to gdybym miał narysować rynek polski w internecie, no to zakupy to Allegro, mamy dodatkowe marketplace’y, porównywarki cenowe typu Ceneo, bardzo mocne niektóre e-commerce’y, które rządzą swoimi kategoriami. To jak to wygląda w Hiszpanii? Na jakie strony powinniśmy zwrócić uwagę? I szczególnie mnie interesuje ta część, gdzie ludzie rozmawiają. Czyli u nas to jest tam trochę Facebooka, trochę bardzo, bardzo raczkującego Reddita, ale jednak gdzieś tam istnieje. Natomiast jakbym popatrzył na rynek hiszpański, to gdzie szukać moich użytkowników i tych rozwiązań?
NW: Dużo się pokrywa, no jednak Europa jest też dość do siebie podobna, więc jakieś tam Amazony, Shein, które teraz też w Polsce zostały ogarnięte jakieś temu, no to też jest niestety, bo ja osobiście nie przepadam za tymi platformami, ogromne, ale jest kilka takich lokalnych bonusów, na przykład jest firma Wallapop, która jest trochę podobna do Allegro, ale bardziej z drugiej ręki, nie sprzedaje wszystkiego, tylko jednak między użytkownikami i ona się na przykład ma bardzo mocno. Jest kilka takich portali typowo hiszpańskich, nie wiem, jeżeli chodzi o samochody używane, czy jeżeli chodzi o mieszkania, to bardzo swoje marki, które gdzieś tam od lat funkcjonują. No a ten Reddit to jest ciekawy case, bo on bardzo króluje w angielskojęzycznych i takich zagranicznych grupach ludzi, którzy mieszkają w Barcelonie. Więc na przykład jeżeli twoja grupa docelowa to tak zwani guiri, czyli to w takim hiszpańskim slangu zagraniczniacy, którzy po prostu mieszkają sobie w Madrycie czy w Barcelonie, bo lubią żyć jak w Madrycie. Mnie często nazywają guiri, bo niestety to blond włosy zdradzają, że Hiszpanką nie jestem. No to na przykład takie grupy bardzo się kumulują właśnie w takich miejscach i na takim Reddicie komentują, a te podatki w Hiszpanii jak to działa? A jak to z tym transportem? A jak jest bezpiecznie? Gdzie jest bezpiecznie w mieście? Więc takie bardzo lokalne rozmowy są tam prowadzone. No i co? Co jeszcze z takich lokalnych newsów? No social media to cały czas na przykład Hiszpania nie przeszła tak bardzo na Bluesky’a jak moi anglojęzyczni znajomi, którzy byli wcześniej na Twitterze. Więc na przykład są pewne wolniejsze sposoby adaptacji nowych platform. Mi się wydaje, że to jest dość konserwatywny rynek w tym temacie. Cały czas jest sporo ludzi na Facebooku. Oczywiście to nie jest sieć, na którą teraz wszyscy wpływają dużymi falami. Tylko ci, którzy się tam zasiedzieli. Tak bym to nazwała. Ale tak. No więc ten Twitter jeszcze hiszpańskojęzyczny gdzieś tam kwitnie. No i LinkedIn. Ale to też moja bańka. Nie chcę mówić za cały kraj. Natomiast ja osobiście hiszpańskojęzyczny LinkedIn śledzę mniej więcej z taką częstotliwością jak polsko i jak angielsko. I mam wrażenie, że jest kilka mocnych profili, które gdzieś tam ciągną tą platformę do góry.
KM: Doskonale. To ja tylko podpowiem, że Reddit to dosyć ciekawa platforma i ma swój własny system reklamowy, który testowaliśmy. I myślę, że dla niektórych nisz, niektórych kampanii sprawdzi się bardzo dobrze. Szczególnie gdybyśmy, wydaje mi się, porównywali z LinkedIn Adsem, który jest dosyć drogim rozwiązaniem. Więc działa świetnie, ale potem się nie spina finansowo. Szczególnie dla tych tematów, które można robić gdzieś indziej. Więc bardzo polecam słuchaczom testy Reddit Adsów. No to dobra. Polska firma chce zacząć być widoczna ze swoimi produktami i usługami na rynku hiszpańskim. Czyli wychodzimy z naszego rynku. I teraz pytam cię trochę inaczej. Co jest kluczowe z perspektywy SEO, ale takiego bardziej technicznego?
NW: No to zakładam, że mamy domenę. Wiemy, że to jest domena, która ma szansę pojawić się w Hiszpanii. Czyli albo globalna, albo lokalna hiszpańska. No i na pewno lokalizujemy markę w taki sposób, żeby to nie było dziwne polskie słowo, którego nikt po hiszpańsku nie wymówi. Bo to będzie duży bloker, żeby ta marka mogła zadziałać. No i zaczynamy. Zaczynamy od tego, żeby zrozumieć, kto jest naszą konkurencją na tym rynku. Tutaj dowolne narzędzie SEO. Sistrix, SEMrush, Ahrefs. Inne. I po prostu patrzymy, kto na takie główne, słowa kluczowe, biznesowe się rankuje. I rozumiemy trochę, jak podchodzą do rozwiązywania tego problemu. Przede wszystkim tutaj, właśnie to jest ta trudna część. Kiedy kiedyś SEO było ciekawe, bo można było z niczego zrobić coś wielkiego, bo rankujesz. Teraz jest na odwrót. Z czegoś wielkiego możesz coś zrobić w SEO. Więc to już nie jest tak, że przyjdziesz z czymkolwiek, wypuścisz pięć podstron i to już będzie ci dawało kliknięcia, a zresztą sobie poradzisz. Tylko jednak trzeba mieć w głowie, że im lepszy biznes, im bardziej ciekawe rozwiązanie, innowacyjne, czy konkretne, czy dobra cena, tym łatwiej ci faktycznie się z tym później przebić, a optymalizowanie czegoś zupełnie trudnego, co biznesowo nie ma sensu, no graniczy z cudem. Więc jest to trochę zła wiadomość, bo niektórzy klienci, czy prospekty, które miały do czynienia z SEO parę lat temu, myślą sobie no to tam wypozycjonuj, a resztę sobie ogarniemy później, jak już będą ci klienci. Nawet miałam taki jeden case, jak ktoś chciał wyruszyć na Chiny, ale stwierdził, że strony na chiński nie przetłumaczy, tylko najpierw to niech się wypozycjonuje, a później to już tam dołożymy ten chiński. Więc w ogóle oczekiwania nierealistyczne, niezwiązane w ogóle z rzeczywistością. Więc tutaj po prostu trzeba by w ten rynek zainwestować w taki sposób, że na przykład lokalne sygnały, na przykład linki, na pewno tłumaczenie, im wyższe jakości, tym lepsze, no i jakoś tą markę ruszyć innymi kanałami niż SEO, żeby SEO mogło podłapać zainteresowanie, bo jednak, no, SEO bez marki w 2025 roku robić nie da rady. Tak bym to nazwała. Więc właśnie, włożyć po prostu operację w to, żeby ta marka miała szansę zaistnieć na wielu poziomach. Nie tylko samo SEO, tylko dużo więcej.
KM: Świetnie, to zejdźmy jeszcze na niższy poziom konkretnych elementów technicznego audytu. Na przykład wiele osób podkreśla, że powinniśmy dobrze stosować Hreflang, że powinniśmy, kiedy mamy stronę w języku polskim i hiszpańskim, no to jakoś Google’owi pokazać tą strukturę między sobą. Czy to jest dobry kierunek, czy to jest coś, co jest wtórne według ciebie i można zostawić na później?
NW: Hreflang jest na pewno dobrym rozwiązaniem. Warto wprowadzać. Warto też rozumieć, że Hreflang nie pozycjonuje strony sam z siebie. Nie jest jakąś wartością dodaną. Jest tylko czymś, co pozwala Google’owi zrozumieć relacje między stronami językami, krajami, rynkami. Więc podstawą na pewno jest linkowanie wewnętrzne, które dobrze jest postawione, czyli żeby ta zmiana języka była faktycznie dla Google’a widoczna, że to są dwie wersje podlinkowane między sobą, żeby nie unikać jakichkolwiek JavaScriptów w tym selektorze języka, żeby to faktycznie było łatwo kontrolowalne, a nie wkładać sobie problemów, gdzie ich nie potrzebujemy. No i wtedy ten Hreflang jest dodatkowym wsparciem, żeby te relacje między stronami ustawić. Tutaj powiem od razu, że Hreflang nie jest niezbędny. To nie jest checklista, którą trzeba wypełnić i Hreflang na niej jest. Szczególnie jeżeli mówimy o języku takim jak polski i hiszpański, gdzie generalnie Google sobie radzi i rozumie, że to jest hiszpański i polski i nie na odwrót. Natomiast faktycznie Hreflang nam może pozwolić na doprecyzowanie, jaki kraj chcemy targetować. Czyli jeżeli to jest faktycznie Hiszpania i nie interesuje nas w ogóle ruch z Ameryki Łacińskiej, no to wtedy ten Hreflang ES, myślnik ES, czyli hiszpański z Hiszpanii, pomoże nam temu Google’owi zakomunikować, gdzie chcemy się pojawić. No i co? Jeżeli mamy WordPressa, jeżeli mamy jakiś CMS dość ogarnięty w tym temacie, to to jest kilka kliknięć. Natomiast jeżeli trzeba robić oddzielne wprowadzenie, po prostu implementację developerską, bo to jest jakiś sidecore, który nie ma w ogóle automatycznych Hreflangów, trzeba je zbudować, no to wtedy faktycznie zastanawiamy się, czy to jest potrzebne na start, bo może się okazać, że sam hiszpański i polski jest logicznie rozumiany przez Google’a i nie wymaga żadnej interwencji Hreflangowej.
KM: Ja nawet myślę, że niektórym się wydaje, że spięcie tych stron ze sobą w jakiś sposób powoduje, że nie startujemy od zera. Ale jeżeli bym teraz kupił nową domenę ES dla marki, która jest bardzo rozpoznawalna w Polsce, ma super wypozycjonowaną domenę, to mimo wszystko na rynku hiszpańskim startuje zupełnie od zera. I pytanie, od jakich linków zacząć? Co zrobić tam takiego jako pakiet startowy, żeby nie zepsuć sobie historii domeny, ale jednak spróbować coś osiągnąć na początku?
NW: Zaczynamy na start od kreowania nowych profili wszędzie, gdzie możemy, czyli wszystkie media społecznościowe. Jeżeli mamy szansę na jakiekolwiek wideo, to kanał na YouTube. Wszystkie sygnały, najmniejsze, ale na pierwszego dnia, kiedy jeszcze nic nie masz, są pierwszym sygnałem, że ta strona faktycznie istnieje. No i jeżeli jest na to szansa, że faktycznie nasza polska strona, czy oryginalna strona już się rankuje, no to nie tylko language selector, selektor języka, tylko oczywiście notka prasowa, oczywiście na blogu ogłaszamy, że start na naszych własnych mediach społecznościowych już zbudowanych, żeby pojawił się pierwszy hałas. No i co? Jeżeli inwestujemy w linki, no to notki prasowe na hiszpański rynek, że startuje polska firma, że szukamy tego punktu zahaczenia, o to, że Polska, Hiszpania, że super, że nam idzie świetnie w Unii Europejskiej i obu krajom i to jest logiczny krok. I patrzymy, gdzie możemy to rozbić, a jak nas stać jeszcze bardziej, na przykład, pierwsze kampanie reklamowe, żeby dać pierwszy push, żeby użytkownicy zaczęli klikać w tych wynikach, żeby Google widział, że jest ruch i to nie jest tak, że te adsy nam automatycznie pomagają w SEO, ale jak nie ma nic, to trzeba zacząć od czegoś i to jest dobry pierwszy sygnał, żeby rozpalić to zainteresowanie. No i dalej zależy od budżetu, wiadomo, kto ma i sobie może pozwolić na dużo linków, to na start robi współpracę i szuka linków. Od razu powiem, ja osobiście linków nie kupuję, znam od tego lepszych ludzi, którym to po prostu zlecam, jeżeli już, sama się na tym aż tak nie znam, ale jednak gdzieś tam te linki się widzi, słyszy się tu i tam i to cały czas działa, szczególnie jeżeli to będą media, jeżeli to będą tematy związane z naszą niszą, to problemów nie powinno sprawić, bo w najgorszym wypadku te kilka pierwszych linków po prostu Google nie potraktuje zbyt serio, tylko gdzieś tam je ominie, a jak są wysokiej jakości na pewno pomału.
KM: To tylko dodam, że tu świetnie podpowiedziałaś z tą kampanią, bo kampania adsowa nie tylko sprawdzi nam i nie tylko popchnie do przodu tam jakąś sprzedaż, ale sprawdzi, czy w ogóle ta sprzedaż będzie i też możemy zbadać te nowe słowa, bo dla nas to będą zupełnie nowe słowa kluczowe w języku hiszpańskim, czy one faktycznie będą przynosiły jakiekolwiek efekty i czy będą konwertowały, więc to jest takie dodatkowe zabezpieczenie. Ale właśnie, powiedzieliśmy o tym, że można dobrać źle słowa kluczowe, że można było źle wybrać domenę. Jakie jeszcze są takie typowe błędy, które może zaobserwowałaś u kogoś, a może po prostu jeszcze specjalnie odhaczasz na liście? Co można zrobić źle przy tej ekspansji, czy w ogóle wystartowaniu z projektem na rynku hiszpańskim?
NW: Myślę, że jest ten temat techniczny, który trochę już dotknęłam, ale tutaj jeszcze dodam, że po pierwsze, żeby te wersje się linkowały między sobą, żeby ten selektor języków działał, ale też po drugie, żeby nie forsować na użytkowniku lokalizacji, na podstawie jego lokalizacji IP, jaką wersję językową ma widzieć, dlatego, że to jest duży problem techniczny, który cały czas się niestety zdarza, bo to jest właśnie w takim WordPressie, to jest jedno ustawienie do kliknięcia, tam wysyłaj użytkowników w kraj, który chcesz, w sensie, z którego pochodzą. I to jest tak łatwe do zrobienia, tak utrudnia crawlowanie, indeksowanie contentu, że jest to duży, duży problem. Jeżeli to się faktycznie pojawi, to będzie pierwsza sugestia, żeby tego uciekać, bo jednak użytkownicy nie lubią być wysyłani na siłę tam, gdzie może nie chcą. Ja na przykład mam ogromny problem. Często zdarza mi się trafiać na stronę Neila Patela, bo coś chce zacytować, coś chce sprawdzić, jednak jest to jakieś tam źródło informacji, chociaż osobiście nie jestem jakąś wielką fanką, myślę, że to jest dziwny twór, ale zdarza mi się zajrzeć. No i niestety strona Neila Patela po prostu religijnie mnie przekierowuje na wersję po hiszpańsku, a ja chcę angielski cytat, angielskie dane. Więc nie róbmy tego. To nie jest tylko zbawienie użytkowników, to Google’owi też miesza, ponieważ Google głównie crawluje z IP ze Stanów Zjednoczonych. Czyli jeżeli my będziemy mówić wersję angielską tylko, to tych innych wersji nie odkryje, nie zobaczy. Inny problem to też jest taki, że ruszasz ze stroną, robisz publikację całego contentu i zostawiasz, jak jest. A jednak SEO to jest proces, wiemy to doskonale, no i SEO międzynarodowe to jest po prostu kolejny proces dodany do miksu, gdzie startujesz z pewnym zoptymalizowanym contentem, super, ale za tydzień, za trzy, za pięć, patrzysz, jakie słowa kluczowe faktycznie nabierają ruchu, gdzie są pierwsze wyświetlenia, gdzie są pierwsze kliknięcia i wracasz i robisz od nowa i przepisujesz i testujesz nowy tytuł. Upewniasz się, że te twoje wyniki wyglądają, jak powinny i się dobrze prezentują. Hiszpańskie słowa są dłuższe, więc te metadane muszą być naprawdę napisane pod długość, co do milimetra, żeby ich nie ucięto. Tak, niestety hiszpański ma ten problem, że to, co w angielskim powiesz w pięciu, sześciu słowach, w hiszpańskim tylko zmieszczą się trzy, więc musisz bardzo zmienić strategię tego, jak te metadane optymalizujesz. I co jeszcze? No właśnie, hiszpański użytkownik jest dość bezpośredni. Mówisz na niego na ty, nie tak jak w Ameryce Łacińskiej, gdzie mówisz na pan, pani nawet w kontencie pisanym. Więc nie buduj niepotrzebnych barier, jak optymalizujesz content, tylko dostosuj się do tego bezpośredniego języka, gdzie jesteś bardzo na ty. To też pomaga pokazać, że jesteś stąd, a niestety Hiszpanie, jeżeli chcą kupić coś w Hiszpanii, to automatycznie, podświadomie szukają contentu po hiszpańsku zlokalizowanego na Hiszpanię, czyli nie uciekaj się do Ameryki Łacińskiej, a nuż tam sprzedam, bo wtedy trochę odcinasz tą komunikację od przeciętnego Hiszpana.
KM: Ok, to jeszcze zastanawiam się, czy to nie będzie problem dla wielu stron, które masowo będą próbowały przetłumaczyć całą swoją treść i nagle odkrywają, że tak jak polska strona indeksowała się świetnie, tak ta nowa domena pewnie zaindeksuje się parę procent tylko tych wszystkich podstron, bo zupełnie nie jest na początku popularna. Czy to nie jest coś, na co można byłoby się lepiej przygotować na to uruchomienie tej strony, zadziałać jakoś wcześniej?
NW: Świetne pytanie, w ogóle ja myślę, że indeksowanie tak jak je znamy, dzisiaj będzie coraz bardziej problematyczne, Google oszczędza na swoich zasobach, jest coraz bardziej wybredny, jest coraz bardziej zasypywany masą informacji, która nie była wcześniej aż tak szeroko dostępna, więc będzie bardziej wybiórczy, więc po pierwsze przygotować się, że to indeksowanie będzie trudniejsze na wstępie, na pewno będzie. No więc właśnie, to co Google mówi teraz praktycznie jak mantrę powtarza, oryginalne, najbardziej unikatowe podejście, własna perspektywa, cały temat E-E-A-T, to jest trudne do zrobienia, jak nie masz tego dobrze wbudowanego w sposób mówienia o swojej marce, jaki problem rozwiązujesz, więc to jest dużo szersze, większe niż SEO. I myślę, że jak będziemy tłumaczyć, jesteśmy w stanie to przełożyć, jeżeli to faktycznie mamy już u podstaw, ale jeżeli rankujemy trochę przypadkowo po polsku i jesteśmy trochę na skraju tego, że te wyniki nam zaczną znikać, bo nie jesteśmy tak oryginalni, bo nie mamy unikatowych treści do takiego poziomu, to może się okazać, że już w Hiszpanii z zerowo ustawioną marką w ogóle nam się nie uda, więc tutaj jest dużo takiej refleksji, co proponuję, jaką mam ofertę, jak mam dużo do powiedzenia, w jaki sposób o tym mówię w oryginalnym języku i wtedy mogę to przełożyć na kolejne języki, natomiast właśnie tych podstaw nie może zabraknąć.
KM: Przyznam się, że nigdy tego nie badałem i nie czytałem nawet raportów na ten temat, ale może masz jakieś przemyślenia. Właśnie w momencie, kiedy my musimy pokazać Google’owi autorytet stojący za treścią, czyli wiemy, jakby to super uprościć, że wpis blogowy, który jest podpisany firmą versus wpis blogowy, który jest podpisany pracownikiem, który gdzieś istnieje w internecie, no to wygrywa ten drugi. Natomiast jak to jest przy ekspansji na inny rynek? Nasi specjaliści, którzy byli rozpoznawani przez algorytm Google’a w Polsce, gdzieś tam widać było linki, profile i tak dalej, mogą na tym rynku hiszpańskim w ogóle jeszcze nie istnieć. Wiadomo, że będą istnieć na LinkedIn’ie i tak dalej, ale czy ty uważasz, że powinniśmy też coś zrobić w kierunku tego, żeby oni jeszcze byli bardziej rozpoznawalni, poświęcić na to jakieś zasoby, energię?
NW: To jest bardzo ciekawy temat. Szczerze mówiąc ciężko w ogóle zrozumieć, jak sobie radzi Google na poziomie algorytmu ze specjalistami, którzy są wielojęzyczni i produkują na wielu rynkach. Ja jestem takim przykładem na przykład i bardzo pozdrawiam Natalię Witczyk, która jest dziennikarką z gdzieś poznańskiego, byłego, ponieważ ona jest traktowana jako ja. Ona pisze o sporcie, pisze o różnych rzeczach w lokalnej gazecie i niestety Google nie rozumie, że to jest inna osoba. Myślę, że Google sobie z tym cały czas do końca nie radzi, ale na pewno trzeba mu dać szansę. Nie będziemy od razu spisywać tego profilu autora na straty. Nie chcę polecać takich typowo blackhatowych podejść, bo sama tego nie robię na co dzień. Moje firmy, z którymi współpracuję, mam szczęście, chcą iść na czysty pojedynek i robić to naprawdę dobrze od podstaw, ale są głosy, żeby robić po prostu fejkowe profile. Mam jednego klienta z Chin, który boi się tego, że jest z Chin, nie chce się narażać na krytykę amerykańskich klientów i udaje, że jest ze Stanów i ma fejkowego autora, który nazywa się bardzo oczywiście anglosasko i ma bardzo ładne zdjęcie zrobione przez AI, które wygląda jak typowy biały mężczyzna, a założycielką firmy jest chińska kobieta. Nie chcę tego promować jako strategii, to nie jest strategia, ale to może być dla niektórych biznesów warte rozważenia, żeby zbudować tę wiarygodność, której jednak firma zagraniczna na rynku nie będzie i znowu polskie nazwisko jej nie zbuduje w prosty sposób.
KM: Właśnie ja lubię patrzeć na te podejścia blackhatowe i zrobić coś, co jest stałe, jest strategią i nikomu nie szkodzi, więc prawdopodobnie gdybyśmy zrobili takiego brand hero na konkretny tutaj rynek albo faktycznie mamy taką osobę, która jest lokalnie i na przykład pisze dla nas treści, no to to już by była dla tej firmy dobra przewaga i ten element strategii na podstawie tego co mówisz, skoro ludzie testują to i dla nich to działa w tych różnych podejściach, czy to jest fałszywe te wpisy, czy jakoś generowane osoby, to myślę, że można by to właśnie wykorzystać tak pozytywnie, ale na pewno niestety w wielu przypadkach startujemy znowu tak jak z tą domeną nową, to startujemy od zera z budowaniem autorytetu tej osoby, tego naszego agenta.
NW: To ja jeszcze dodam, bo to jest ciekawy punkt, że generalnie masa ludzi robi super robotę w branży SEO, analizując patenty Google’a. Nawet jest taki fajny podcast robiony przez notebook LLM, ale działa świetnie, znaczy nie powinno nikogo zrażać, że jest tak właśnie zrobionym podcastem, produkuje go Mark Williams Cook, którego w ogóle uwielbiam, to jest dla mnie taki mózg, taka osoba, którą warto śledzić z angielskojęzycznego świata SEO i tam na przykład w tych patentach wychodzi, że Google ma system do rozpoznawania, kto jest autorem i potrafi przypisać pewne po prostu formy pisania i sposób wysławiania się i połączyć to z autorem, że nawet jeżeli nie ma tego podpisu, to gdzieś tam algorytmicznie nie jest to do zrobienia. Tylko pytanie, które się pojawia, to czy w ogóle kiedykolwiek w historii internetu był tylko jeden autor bez ingerencji osób drugich, trzecich na różnych poziomach korporacyjnych, proofingu, legalnego obierania tekstu, bo przecież jest masa departamentów włączonych w produkcję tekstu, więc nawet jeżeli ktoś się podpisuje imieniem i nazwiskiem, wcale nie znaczy, że ta osoba to napisała. Więc Google może to rozpoznać? Jest w stanie? Pytanie, czy to robi? To jest pytanie, na które myślę nikt z nas w tej chwili poza Googlersami nie zna odpowiedzi, ale warto sobie właśnie zadać, czy na przykład udawanie, że mamy pięć autorów, jak naprawdę pisze to jedna osoba, ma w ogóle w takim przypadku sens, szczególnie jeżeli nie ma ingerencji. Więc też nie przeinżynierować sytuacji, która tego nie wymaga, więc może taki jeden fejkowy autor, ale trzymać się tego mocno wystarczy, a może właśnie lokalna osoba, która ma faktycznie imię i nazwisko i która na dłuższą współpracę się z nami zgodzi, nie tylko jest lokalna, nie tylko ma jakąś rozpoznawalność, ale też faktycznie istnieje, więc to może być duży plus dla Google.
KM: Szczególnie że myślę, że rynek jest taki, że jeżeli będziemy chcieli sprzedawać jakieś usługi, produkty i ktoś będzie na stronie po hiszpańsku, to chciałby jednak z nami rozmawiać docelowo też po hiszpańsku, a nie po angielsku.
NW: Dokładnie, czyli dać ludziom prawdziwe obietnice, a nie fałszywe, potem do Ciebie dzwonią, Ty odbierasz, nic nie rozumiesz, różnie bywa, więc najlepiej mieć po prostu dobrze zrobione całe zaplecze strony i operacyjne firmy, żeby działało międzynarodowo.
KM: To jeszcze tylko dodam, że wspomniany specjalista SEO, Mark Williams Cook, jest prelegentem semKRK Big w 2025 roku. A teraz czas na naszą semkostkę. I wylosowaliśmy pytanie, inspiracja biznesowa, czyli świat nie kończy się na SEO, skąd Ty czerpiesz wiedzę na inne tematy dookoła biznesowe? Poleć nam coś ciekawego.
NW: Uwielbiam eventy każdego rodzaju, nie tylko SEO, nie tylko marketingowe, ale startupowe, technologiczne. Generalnie lubię się wkręcać na eventy, moi znajomi się śmieją, że uwielbiam jako hobby chodzić na eventy, gdzie dają Ci jeść za darmo i sobie idziesz, sobie jesz, sobie gadasz z ludźmi. Kiedyś to było śmieszne, to były żarty. Na przykład byłam kiedyś w biurze Google’a we Wrocławiu na studiach, bo się wkręciłam na event, a tam był świetny lunch, Google z tego słynął, Google się jeszcze wtedy uwielbiało. Jeszcze nie wiedziałam, że będę SEO w tym parę lat później. No i poszłam sobie tak o, zobaczyć, co się dzieje, a że znałam angielski na tym poziomie wtedy już, to po prostu było dla mnie przyjemne sobie pogadać po angielsku z ludźmi, którzy do tego Google’a przyjeżdżali ze całego świata pracować. A teraz się okazuje, że po pierwsze masz taki zawsze 30-sekundowy, minutowy pitch, którego się uczysz i później on Ci wychodzi coraz lepiej i to w każdym networkingu, kiedy zaczyna Ci zależeć, pomaga. A po drugie uczysz się o różnych branżach, różnych rozwiązaniach, wiesz co w trawie piszczy i bardzo to polecam, żeby po prostu chodzić z uszami nastawionymi na rzeczy okołotematyczne, bo to nigdy nie wiesz kiedy się przyda. A teraz po latach właśnie się okazuje, że tutaj mogę rzucić jako anegdotkę, że byłam w biurach Google’a już te tam 15 lat temu, że wiem na przykład, jakie operacje, w jakich krajach prowadzą, bo jednak ktoś Ci opowiada, gdzie pracuje i wiesz, że we Wrocławiu jest team, który zajmuje się reklamami głównie, a nie na przykład searchem, który jest oczywiście gdzie indziej. Więc bardzo polecam, żeby nieść się za pasją, znaleźć co się lubi. Ja osobiście lubię eventy, a potem to wykorzystać na swoją korzyść.
KM: Świetnie, myślę, że bardzo dobra inspiracja. Ja podpowiem, my tu jeszcze przed rozmową w kuluarach rozmawialiśmy o Brighton SEO i muszę powiedzieć, że jak tak dobrze sobie przemyślę, to chyba najciekawszym, oprócz obiadu po wszystkim i tam też świetny networking, to najciekawszą rzeczą, którą tam doświadczyłem, było coś, co nazywają round table, taki okrągły stół, gdzie spotykali się na przykład na tym moim właściciele agencji i ta wymiana tych wiedzy, z czym się kto boryka w zupełnie innych krajach, bo mieliśmy rozstrzał od uwaga, Nowej Zelandii przez Stany Zjednoczone po kraje europejskie i też agencje z Indii, to było jednak otwierające oczy. Ja mogłem się podzielić czymś, co u nas rozwiązaliśmy, ale mogłem się dowiedzieć, co mnie czeka w przyszłości, kiedy będzie większa skala, inny biznes, więc bardzo polecam, żeby zobaczyć też. Myślę, że Brighton SEO też jest taką konferencją, którą można podawać jako przykład, jak konferencja może też robić networking dookoła. Tam można zapisać się na sprzątanie plaży, jogę i myślę, że warto w tych swoich konferencjach też popatrzeć, czy są albo jakie są te opcje networkingu i tak jak Natalia powiedziałaś, wykorzystać to w swoim rozwoju. Ok, to zamykając temat Hiszpanii, chciałem Cię zapytać, my w Polsce mamy sporo takich narzędzi SEO, mamy Senuto, SEMstorma, Contadu jest z Polski, Surfer SEO jest z Polski. Jakie są takie ciekawe rozwiązania z Hiszpanii, których możemy nie znać, a mogą być ciekawe do używania w pracy ze stronami?
NW: Przychodzi mi na myśl jedno rozwiązanie, które uważam za dość innowacyjne, szczególnie że istnieje od wielu lat. Jest takim hiszpańskim, praktycznie unikowym w SEO, bo nie znam innego kraju, który miałby to samo. Ono się nazywa SEO Box i to jest rozwiązanie, w którym kontraktujesz kliknięcia na Twoje słowa kluczowe w Twoje wyniki, żeby wpływać na CTR Twoich wyników. Ale to jest sieć komputerów, która jest rozbita po całej Hiszpanii, różne IP, różne systemy, różne przeglądarki, więc jest po prostu repliką tego, jak zachowywaliby się użytkownicy. Kiedyś się nawet z tego trochę śmiałam, bo wydawało mi się, co? To na pewno nie działa. Potem poznałam ludzi, którzy tego używali i działało, się okazuje. A potem oczywiście była cała filtracja Google, gdzie potwierdzono, że ten CTR naprawdę może mieć jeszcze większy wpływ, niż się do tej pory wydawało. I przestałam się z tego w ogóle śmiać. Myślę, że to może być ciekawe rozwiązanie. Znowu, no, blackhatowe, nie ukrywajmy, ale z tego co wiem, fajnie rozwiązane, potem właśnie próbuję prawdziwych użytkowników dobrze replikować.
KM: A jeżeli chodzi o wydarzenia, które się odbywają w Hiszpanii, czy jakieś konferencje są godne polecenia? Jeżeli ktoś by chciał się rozwijać w tej tematyce, a przy okazji na terapię słoneczną się tam udać, to czym powinniśmy się zainteresować?
NW: Mamy na scenie hiszpańskiej kilka bardzo ciekawych eventów. Chyba najciekawszy, który trochę się rozgłośnił w Polsce, bo przyjechało nawet kilkoro Polaków z różnych firm, to Seo on the Beach, to jest taki event trochę imprezowo, plażowo, ale też merytoryczny. Tam się zjeżdża, że tak powiem, cała grupa najbardziej znanych hiszpańskojęzycznych seowców, ale też z zagranicy, bo tam też jest cała sekcja angielskojęzycznych przemówień i w nich również można dostać słuchawki do przetłumaczenia, więc nawet hiszpańskie można sobie podłapać. A drugi event, który bardzo polecam osobiście, od lat tam jestem, to jest International Search Summit, który ma miejsce w listopadzie, w tym roku wydaje mi się, że 13 listopada. I to jest event w 100% anglojęzyczny, są tam naprawdę znane nazwiska z tych, którzy mówią na całym świecie. Nawet czasami się pojawiają Googlersi, wiem, że w zeszłym roku był Martin Splitt, lata temu był Gary Elias, także można sobie z Googlersami też pogadać, najczęściej robią sesje Q&A, także jest też szansa, żeby coś więcej z nich wyciągnąć niż zazwyczaj.
KM: To na sam samiutki koniec, masz bardzo duże doświadczenie w międzynarodowym SEO, co następne poza Hiszpanią, w sensie co może być ciekawe dla użytkowników, jaki rynek i gdzie są duże wyzwania i duże nagrody?
NW: Jest bardzo ciekawy rynek, który mnie od lat pasjonuje i w końcu dokonałam tego kroku, żeby się tam przeprowadzić na parę miesięcy i nauczyć się wszystkiego o Chinach. Dokładnie za miesiąc lecę do Chin, gdzie będę przez 6 miesięcy pracować w agencji, która nazywa się Jademond Digital. Jest takim liderem Baidu SEO i w ogóle marketingu w Chinach, znają się na WeChat, znają się na innych platformach, no i w ramach takiej trochę, nie chcę tego nazwać Erasmusem, bo to nie tak, ale takiej wymiany wiedzy i trochę doświadczeń, ja będę pracować dla chińskich klientów, którzy chcą się wypozycjonować w Europie, w Stanach, a oni będą mi pokazywać i uczyć mnie o Baidu Webmasters i tak dalej, także będę chłonąć wiedzę o tym, jak w ogóle może działać inna wyszukiwarka, która robi to dobrze, no bo umówmy się, w Chinach to jest lider wyszukiwania.
KM: Tak, zupełnie inny rynek i bardzo dużo różnic, to na pewno.
NW: No i też najciekawsze jest to, że decydując, że do Chin jadę, to cały proces, żeby tam się dostać, zaczął się już rok temu, nie było jeszcze żadnych DeepSeeków, nie było żadnych wiadomości o tym, żeby były tak duże tematy technologiczne w Chinach, a jakimś trafem trafiłam dokładnie w dobry czas, więc wydaje mi się, że tego będzie jeszcze więcej, że Chiny teraz bardzo w to inwestują. W ogóle ogłosili teraz, że od przyszłego roku wszyscy uczniowie będą się uczyć inteligencji sztucznej w szkołach od szóstego roku życia, będą mieli lekcje z tym związane, więc wydaje się to bardzo ciekawy kierunek, jeszcze ciekawsze niż mi się wydawało, kiedy decydowałam, że tam pojadę.
KM: To żeby za dużo nie wyszło, że bardzo zazdroszczę, to tym miłym akcentem zakończymy rozmowę. Natalia, bardzo, bardzo dziękuję za obecność, za podzielenie się wiedzą i mam nadzieję słuchaczy i słuchaczki, że udało się znaleźć jakieś inspiracje i być może te pierwsze kroki na rękach zagranicznych będą dzięki temu teraz łatwiejsze.
NW: Wielkie dzięki.
KM: Dzięki wielkie.