Jak wyglądało SEO, kiedy… Google jeszcze nie istniało? Jak zmieniała się praca specjalistów wraz z rozwojem wyszukiwarek i algorytmów? I które z dawnych praktyk – mimo upływu trzech dekad – wciąż pozostają aktualne?
W ostatnim jubileuszowym odcinku semCASTu Krzysztof Marzec rozmawia z Cezarym Glijerem – jednym z najdłużej działających specjalistów SEO w Polsce.
Sprawdź:
- jak wyglądały początki SEO w czasach wyszukiwarek AltaVista, HotBot,
- co działo się za kulisami powstawania Google,
- jakie błędy popełniały pierwsze agencje SEO i jak wpływa to na branżę do dziś,
- dlaczego lepiej tworzyć poradniki zamiast blogów,
- co dziś naprawdę działa w SEO,
- dlaczego udział w konferencjach branżowych to jeden z najcenniejszych zasobów wiedzy i inspiracji.

Krzysztof Marzec: Cześć, witajcie w kolejnym odcinku semCASTu. Wyjątkowym odcinku, bo w tym roku w DevaGroup świętujemy 20. rocznicę wystawienia pierwszej faktury za pozycjonowanie, Google Adsy, a chwilę później za wdrożenie analityki w Google Analytics. Minęło 20 lat, branża ewoluowała, dużo się zmieniało i do tego odcinka specjalnego postanowiliśmy zaprosić kogoś, kogo doświadczenie jest jeszcze większe. Jest to Cezary Glijer, który zaczynał znacznie, znacznie wcześniej. Cześć, Cezary.
Cezary Glijer: Cześć, witajcie.
KM: Powiedz mi, w którym roku zaczęła się Twoja przygoda z SEO?
CG: To był 1994-1995 rok.
KM: I tu pewnie wiele osób zszokowanych, bo jeszcze wtedy nie ma Google’a.
CG: No nie ma Google’a. Nie było Google’a, były stare wyszukiwarki, była AltaVista, był HotBot, była cała masa takich dziwnych narzędzi, które słuchały tak sobie. Ale ja miałem taką wizję, że obserwując internet, bo w internecie siedziałem od 1991-1992 roku i widziałem, jak szybko przybywa informacji, że przyjdzie taki czas, kiedy nie będziemy już w stanie ogarnąć rozumem i trzeba będzie coś przekopać, żeby znaleźć. A nie będzie to Encyklopedia Britannica w regale. Więc zacząłem się tym interesować i trafiłem na taką grupę ludzi, którzy w Europie byli wolontariuszami rodzącego się Google’a. I myśmy zostali nie zatrudnieni nawet, bo tam symbolicznie byliśmy wynagradzani, ale generalnie każdy z nas był odpowiedzialny za wersję językową na początku. Czyli Sergey i Lary gdzieś w garażu coś postawili i już się pojawił inwestor, który ich namówił, żeby to rozkręcić jako projekt, nie tylko, żeby przeszukiwał zasoby Stanfordu, ale świat. No i tą wersję światową myśmy lokalizowali na tyle, na ile potrafiliśmy. I te pierwsze zlecenia wyglądały tak, że pojawiały się ekrany z komunikatami różnymi i tam trzeba było w swoim ojczystym języku dopisać coś.
KM: Czyli taka lokalizacja w ogóle prototypu.
CG: Bardzo rzemieślnicza, w bardzo wczesnym stadium. No i obserwowaliśmy ewolucję też samego engine’u, w którym kierunku to idzie. Od razu w założeniach było ciekawie, że zajęliśmy się też zdjęciami. I ta praca polegała na tym, że dostawaliśmy dwa zdjęcia. Jedno, które przedstawiało, powiedzmy, kota i był podpis CAT, drugie przedstawiało kota i był podpis DOG. I teraz, które jest właściwe? Nie było jeszcze AI rozpoznawania obrazów, ale im już coś świtało, że warto by było coś takiego przygotować i ja to spolszczałem. Była trzecia wersja, była pies, później była czeska, była turecka też bardzo wcześnie, oni weszli w to. No i tak dłubaliśmy przy tym, aż przyszedł czas, kiedy zaczęły się poważniejsze rzeczy i byliśmy beta-testerami tych pierwszych rozwiązań, z wypiekami na twarzy to robiliśmy. I 1998 rok, premiera światowego Google’a, parę lat to zajęło, żeby przygotować w takiej wersji. Zresztą widać po tym okienku, które się gdzieś tam pojawia historycznym, że to było ubożuchne.
KM: Niektórzy lubią ten stary interfejs.
CG: I 10 niebieskich linków.
KM: Inaczej reklamy ułożone. Ale muszę powiedzieć, że wtedy takim dużym szokiem było to, jak Google szybko podbijał rynek i właściwie jak on wygrywał z innymi wyszukiwarkami, no bo one, używało się ich na przemian, tak jak pamiętam, ale jednak w pewnym momencie to było tak, że już się nie chciało wracać do niczego innego.
CG: Sergey i Larry mieli wielką zaletę. Oni rozumieli użytkownika. Nie wszyscy twórcy projektów są pro. Niektórzy chcą zrobić na tym biznes i dopiero potem. U nich było dokładnie odwrotnie, że ten użytkownik był celem ich działań. I to podejście, gdzie przeanalizowali, w jaki sposób uporządkować zasoby, przenosząc pomysł na życie z biblioteki i z fiszek na algorytmy pierwsze, czyli linkowanie, czyli tu cytaty, a tu linkowanie, no to było rewolucyjne. I rewolucyjne na tej zasadzie, że wyniki były zaskakująco dobre, jak na tamte czasy. I ponieważ ja już działałem w tzw. SEO, ale nie w Polsce, bo jak poszedłem z ofertą optymalizacji serwisów w koniec lat 90., no to się okazało, że firmy nie mają w ogóle niczego. Więc najpierw niech pan to zrobi, stworzy, a dopiero później optymalizuje, jak będzie potrzeba. I ja też w międzyczasie zapisałem się na studia zdalne University of Southern Mississippi na kierunek marketingu internetowego. I tam były trzy osoby z Europy. I to mi dało na całe życie pomysł i lekcje, w jaki sposób to robić. Czyli pierwsza rzecz, nigdy w życiu nie pozycjonowałem. I w tych bardzo dużych i dużych firmach, w których tworzyłem działy seowe, no to mieliśmy na indeksie to słowo. Na co za tym idzie i działanie. Dlatego, że wychowałem się na tym Google’u od zarania dziejów i bardzo szanowałem regulamin i ludzi. I doszedłem do takiego wniosku, który może jest mało popularny, ale dla mnie się sprawdza w 100%, że cywilizowany internet się kończy na Odrze i Nysie Łużyckiej. I im bardziej na wschód, tym jest mniej cywilizowany.
KM: No tak, tak. My nawet mieliśmy taki kiedyś wpis blogowy, który Google mówił przy jakimś update’cie, zmianie algorytmu, że dotyczy to, nie pamiętam dokładnie liczby, ale tam 1% fraz i taka była gwiazdka, przewijała się na dole. Nie dotyczy rynku polskiego i rosyjskiego. Tutaj znacznie większe, tam była jakaś…
CG: No tak, tak geograficznie, ale Polska jest w jednej strefie. To nie jest tak, że we Wrocławiu są bardziej cywilizowane firmy. Nie, oni też są nad Wisłą. Więc ja od początku propagowałem i jestem co do tego przekonany, bo tak działam, słowo etyka. Z tym miałem wielkie problemy i branża seowa mnie wyrzuciła na totalny margines i bardzo się z tego cieszę, ponieważ uważałem, że to jest taki zawód, który powinien się opierać na działaniach etycznych, na jasnych umowach z klientami gwarantujących cokolwiek, ale biorących też odpowiedzialność za działanie. Mało popularne. A co z tego wynika? Że takich klientów, którzy do mnie trafiali, gdzie nawiązywaliśmy kontakt i biznes, oni musieli uwierzyć w to, że długofalowo to będzie sukces. Że to nie jest taki quick win i później czekamy, czy nas dopadnie, czy nie, bo działamy zgodnie z. Ja nie jestem mnichem, więc, ani księdzem, bo mam swój własny, w cudzysłów, katechizm, ale uważałem, że działając według zasad na zachód od Odry i Nysy Łużyckiej , albo właśnie na północny wschód, czyli to, co się dzieje w Stanach i nie tylko, jesteśmy w stanie osiągnąć nasze cele na dłużej. Więc kończąc już ten wątek, to słowo pozycjonowanie do dzisiaj u mnie nie funkcjonuje po tych 30 latach ponad pracy. Jestem pierwszym emerytem w naszej branży. Znaczy, pobieram emeryturę i pracuję, może tak uściślę, bo wy młodsi to możecie marzyć o tym, żeby tysiąc złotych dostać. Taka przyszłość czeka. Ale jeśli nie zaniedbamy zdrowia, a przede wszystkim funkcjonowania naszego mózgu i wszystkich innych organów, które niezbędne są do pracy, percepcji i życia, to możemy długo pociągnąć. I ja sobie bardzo chwalę, bo dzięki temu, czym się zainteresowałem w tych latach dziewięćdziesiątych, ja żyję z pasji i zarabiam na tym, co uwielbiam robić. I to powinien być cel właściwie każdego. Nie cash, tylko realizowanie się i przy okazji cash.
KM: No to poruszmy jeszcze ten temat, bo tak wystartowaliśmy z grubym tematem, z tym jak właśnie branża SEO się zmieniała i zmienia pod kątem działań. Mieliśmy taki podział…
CG: White Hat i Black Hat.
KM: Dokładnie. Niektóre rzeczy było trudno przypisać do jakiejś roli. Potem nagle się zmieniło to właściwie w marketing, bo niektórzy mówili, że robią white hatowo. Ja nawet miałem przyjemność wyłapać taki jeden case na jednym z konkursów, który zachwalał, jak to treścią strona zdobyła niesamowity ruch. Problem był w tym, że w case nie był w ogóle opisany budżet i to, co się działo w drugim stadium, czyli linkowanie. A tam to już było ogromne pieniądze i po pokazaniu tego innym sędziom wszystkim się otworzyły oczy, skąd jest sukces tego contentu. Pogadajmy o głównych różnicach, bo wiem, nawet teraz, w 2025 rok, jak rozmawiam z moimi kolegami z branży, na przykład z Wielkiej Brytanii, to, jak oni słyszą, że my mamy coś takiego jak platformę do zakupu linków, to się łapią za głowę. I też coś chciałem podpytać. Jak myślisz? To chodzi o to, że jesteśmy za małym rynkiem, czy za bardzo to się uregulowało, czy w ogóle nie widział sensu interweniowania? U nas nie było tego wykoszenia do zera tych platform, nie było kar dla wydawców. Właściwie byliśmy takim zawsze dzikim zachodem, w którym co jakiś czas jeden szeryf pojawiał, ale to było tak jak prędkość na autostradzie. Prawie nikt tego nie bada, a raz na jakiś czas widzimy w wiadomościach, że kogoś złapali.
CG: Tu jest kilka aspektów, takie jak z mojego punktu widzenia. Pierwszy jest taki, że my jesteśmy w skali świata zaściankiem. W skali takiej, gdzie jesteśmy w Unii Europejskiej, no to już mamy jakiś głos. Ale Polska jako taka jest jednak tak niewielkim rynkiem, że on istnieje, ale nie wiem, czy masz takie jeszcze urządzenia google’owe, z którymi można pogadać, czyli takie różne home głośniczki i takie z wyświetlaczami i tak dalej. Tam nigdy polskiej wersji nie było. A była norweska, była szwedzka, była turecka, bo się okazało, że nasz rynek jest za mały. My jesteśmy marginesem. Po prostu trzeba z tym żyć. To jest jedna rzecz. Druga rzecz jest taka, że google sobie zdaje sprawę, że na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej mieszkają ludzie, którzy są bardzo zaradni. I teraz, czy reagować na to, że łamany jest masowo regulamin w kontekście wiadomym, w skali 1% powiedzmy ruchu, czy tam 2% ruchu, czy skupić się, żeby pomóc hindusom? Bo zauważ teraz, że wszelkie nowe wdrożenia, tak jak było z AI overview i tak dalej, to poszły najpierw na Stany, chwilę potem były Indie na przykład i Indonezja.
KM: Czyli okej, nie mamy części tych rzeczy, bo jesteśmy małym rynkiem, ale czy to nie jest tak, że my trochę wychodzimy na inne rynki i zaczynamy im pokazywać pewne metody, które nagle zaczynają działać gdzieś?
CG: Wiadomo, że im oczy otwieramy. Słuchajcie, jak leży portfel na ziemi, miałem takiego klienta i tym klientem był duży bank. I wezwał mnie prezes i mówi, proszę pana, te Google wycięły nas z wyników wyszukiwania. Co mamy zrobić? Ja mówię, no znaleźć przyczynę, czyli zrobić audyt, zobaczyć, co jest nie tak i tak dalej. No proszę pana, czy ma pan może adres do tych dwóch albo jakiś telefon? To moja sekretarka tam zadzwoni i powie im, żeby mnie przeprosili i przywrócili. Bo ja jestem prezesem wielkiego polskiego banku. Panie prezesie, to trochę tak nie działa. To pan coś zrobi. Ja mówię, ja taki test mam dla moich klientów. Jeśli leży portfel na chodniku, to co pan by zrobił? No idzie pan, leży portfel. No bym podniósł. Co dalej? No zobaczył, czy jest w środku kasa. No dobrze i co dalej? No i zabrał. A nie chciałby pan go zwrócić? No co pan, głupi? A pan co by zrobił? I mnie pyta. Ja mówię, oczywiście, że bym go zwrócił. I widzi pan, ja jestem prezesem, a pan freelancerem. Taka różnica. No tam były niesamowite historie jeszcze, bo okazało się, że bank do, w cudzysłów, pozycjonowania zatrudnił agencję, która zatrudniła mniejszą agencję, która zatrudniła studenta. Taki był łańcuszek. I na spotkaniu, gdzie oni wszyscy się zjechali, bo poprosiłem, chciałem się dowiedzieć, bo to zaplecze linkowe było koszmarne. I przyjechały te agencje i taki pryszczaty student przyjechał. No cały w nerwach. Cały chodził. Widać było, że już mu powiedzieli, o co chodzi. No i ja się ich pytam, słuchajcie, ja wam pokażę kilka przykładów. No pierwszy był taki, że link był umieszczony na stronie pod tytułem Polish Teddy Bears. Czyli to są panowie, którzy przychodzą na wieczory kawalerskie. I na bocznej belce była reklama. Jeśli cię nie stać na Teddy Bears, weź u nas kredyt. I był link do tego banku.
KM: Może doskonale trafia w gusty ich klientów.
CG: Ja myślę, że to grupa docelowa w ogóle. Tak? No i takich rzeczy było dużo więcej. Były tony wietnamskich pornosajtów i tak dalej. I ja się pytam, tak się teraz będzie z morałem, dlatego całą ją opowiadam. Ja się pytam tego studenta, chłopie, czy ty masz gdzieś to zebrane, żeby wiedzieć, na czym my stoimy, tak? Co należy wycinać? A on mówi, nie, to wszystko było na żywioł. Nie wiem. No i mówię, to co z tym dalej zrobić? I teraz odezwał się szef tej agencji pierwszej ręki. I on powiedział tak. Ja mam pomysł. To znajdźmy adresy mailowe do wszystkich serwisów internetowych w krajach, gdzie są nasze linki. Czyli Wietnam, Kambodża i tak dalej, ale były też w innych krajach. Do wszystkich site’ów. I zróbmy mass mailing. Z prośbą, że jeśli macie nasz link, to wytnijcie. No to prezes banków zapytał, a jak to będzie kosztowało? Nie wiem. To są szalone pomysły. I proszę Państwa, jestem zmęczony i wyszedłem. Więc to historycznie różnie bywa, ale chcę jeszcze powrócić do tego tematu. Ja pomieszkuję w Urugwaju, bo tam mam rodzinę i jak u nas jest zima, to ja sobie siedzę w ciepłym kraju i zdalnie pracuję jako digital nomad. I z tamtej perspektywy dopiero widać, jakim my jesteśmy pępkiem świata, będąc w Polsce. Nam się wydaje, że wszystko, co u nas się dzieje, to cały świat z zapartym tchem ogląda i kibicuje. Zresztą media tak piszą, że cały świat coś tam, coś tam, jak się wejdzie na Onet na pierwszej stronie, to są tego typu sformułowania, żeby przyciągnąć. Nieprawda. My jesteśmy totalnym zaściankiem. Nie mówię, że to jest pejoratywne określenie, tylko świat jest skupiony na czym innym. W związku z tym, jeśli my mamy takie rozkminki pod tytułem, a dlaczego mnie Google nie ubił na przykład, albo tego działania od lat nie rusza, bo to jest marginalne. Powiem Ci taką ciekawostkę, że kiedyś jak powstawał polski Google, to trochę też partycypowałem w tym i miałem znajomych i mam jeszcze w Dublinie dobrych i kiedyś zaprosili mnie do działu rozpatrywania reklamacji. Otóż było kiedyś takie okienko, bardzo popularne na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej, gdzie zgłaszało się nadużycie. Były punkciki, ale było też okienko, żeby się rozpisać. I teraz kolega mnie zaprowadził i mówi, słuchaj, zobacz, w tej hali to jest właśnie rozpatrywanie tego, czytanie itd. Tu jest stoliczek, gdzie jest flaga francuska i tutaj jest rynek francuski. Tu jest irlandzka i brytyjska, jest drugi stoliczek. Niemiecki, też jeden stoliczek. Tu pięć biurek polskich, a ta część hali jest rosyjska. I teraz ja spytałem dziewczyny przy polskim biureczku, mówię, słuchaj, jak ty to wytrzymujesz? Średnia u nas to jest więcej pół roku, bo nie dajemy rady, ale wiesz, jaką ja mam wiedzę w tej chwili? Ja bym mogła Plotka zasilać po prostu na potęgę, bo mam wiedzę o właścicielach serwisów internetowych, z kim, z jaką kochanką, gdzie itd. Wszelkie możliwe donosy w kontekście niby tym technicznym.
KM: Śmialiśmy się wtedy, że w tych czasach łatwiej było czasami, zamiast przeskoczyć konkurencję, napisać to zgłoszenie, ten raport i to faktycznie wtedy potrafiło przynosić takie efekty, bo wiele osób nadużywało tych linków, które Google mówił, kompletnie niezgodne z regulaminem, koniec. Ja pamiętam też takie sytuacje, w których zauważyliśmy, że bardzo ważne było w zgłoszeniu, w którym naprawialiśmy sytuację, napisanie, że rozumiemy, że to był błąd, przyznajemy się do tego, kasujemy to, co mogliśmy, reszty się nie udało i nie będziemy tego robić. I pamiętam, jak klient wyciął mi numer, bo przyszedł, żeby usunąć karę ręczną i monitorowaliśmy linki, żeby się nie okazało, że podczas tych zgłoszeń nagle te linki przyrastają. Wysłaliśmy, kara ręczna zdjęta, tydzień później linki przyrastają. Co się dzieje? Ktoś Was atakuje? Nie, to my zamówiliśmy jakiegoś blasta na Allegro. I to były te sytuacje, w których człowiekowi ręce opadały, bo właściwie znowu ta strona trwała na długie miesiące, gdzieś na jakąś karę.
CG: No tak, i z tego jeszcze wyrosło antypozycjonowanie, to było chore kompletnie. No ale z całym szacunkiem dla algorytmu i pomysłu na życie, on do dzisiaj funkcjonuje, jest łatany w różny sposób. No i teraz mamy problem, bo właściwie to objął tylko AI. Dlatego, że te aktualizacje, które są przygotowywane, one są parę razy dziennie już teraz robione. No te wielkie, no to tam nadaje im się jakieś tam numerki, nazwy i tak dalej. Ale powiedzmy te drobniejsze. To jest tak, że jest jakiś problem, który opracowuje AI, przygotowując prompta do mega-AI, który ma to zrobić na próbce. I teraz na tej próbce, jeśli wszystko pójdzie dobrze, to daje komunikat obsłudze ludzkiej, że wszystko jest okej, możecie dla tej próbki puścić. A czym jest ta próbka? To są przyjaciele królika, których nie wolno skrzywdzić, w większości. I firmy, które najwięcej i tak dalej.
KM: Tak, to nawet widać same, jak się zmieniają pozycje takich dużych stron, jak na przykład ostatnio Reddit. To nie są naturalne zmiany w algorytmie, tylko to jest bardzo mocne pokazanie i zresztą nawet uczenie AI na podstawie Reddita daje ciekawe efekty. Już pomińmy te takie abstrakcyjne i szalone, ale tam na przykład to z jedzeniem kamieni było też z Reddita.
CG: On nie ma poczucia humoru, więc tam cała masa, tam pies w gorącym samochodzie i tak dalej. I żeby kleić ser do pizzy, tak, na klej nietoksyczny. Tu jest jeszcze taka postać bardzo ważna w tamtych czasach. Otóż jak powstał ten pierwszy algorytm i Google ujrzał światło dzienne, to do nich pewien Hindus napisał maila, który był bardzo lakoniczny. I treść była taka, wasz algorytm jest do dupy. I wysłał do właścicieli. I oni się zainteresowali. I parafrazując, jak jesteś taki mądry, to przyjdź i popraw. Przyszedł i poprawił. I on występuje bardzo rzadko na konferencjach już takich poważniejszych. Ten człowiek ma swój fotel, jest ubrany w szaty i wizytówkę ma Google Evangelist. I to jest ten człowiek, który jest tym trzecim, który zna algorytm. Więc mamy na świecie trzy osoby, które są w stanie odtworzyć i zmultiplikować ten algorytm. I swego czasu Facebook kupił pięćdziesięciu inżynierów z Google, którzy pracowali przy wyszukiwarce i wyszło takie gówno, jakie tam jest teraz do dzisiaj w Facebooku.
KM: Wyszukiwarka na Facebooku i utracona wiedza, która jest rozlana po tamtych grupach, to jest coś okropnego.
CG: To jest masakra. Tak patrząc na to historycznie, to podejście niewiele się zmieniło, bo w centrum uwagi dalej jest użytkownik. Ja zawsze walczyłem z takim podejściem, że tworzymy co innego dla botów google’owych, a co innego dla ludzi. I na tym się nacięła cała masa firm, począwszy od BMW, które zrobiło dwie wersje. Jedną obrazkową dla ludzi i tam były zdjęcia samochodów i krótkie opisy i druga wersja, same dane techniczne i same pochwały tych poszczególnych modeli. I to tak w zależności od IP pokazywało się jedno albo drugie. Ja wtedy dostałem z PKP takie pytanie, czy mógłby pan nam wytłumaczyć, dlaczego nas Google zbanował. I poszedłem do nich i pokażcie. No i jest główna strona, mamy już tam copyright itd., a ona się tam ciągnie na trzy ekrany białe na białym. Ja jak zajrzałem, tam były bardzo wstydliwe hasła, czyli punktualność, wygodne kuszetki itd. No ale tutaj Google przymknął oko, bo to drewniany internet, w związku z tym szybko ich odwiesił. Było kilka takich spektakularnych akcji. Były też takie akcje antyspamowe polskie. I jak Kaspar Szymański jeszcze pracował w Google, no to ja trochę się też tam udzielałem w tym, gdzie ta aktualizacja mocno poturbowała wtedy całą masę e-commerce’ów i nie tylko i różne fotki.pl itd. z bardzo dawnych lat. No ale poza tym, Polak się podnosi i dalej szuka i kopie, a może jeszcze jakąś lukę znajdę itd. Więc jak mnie pytasz o te różne formy spammerskie, ja na konferencjach dużo występowałem i generalnie w białym cylindrze. I chciałem namacalnie dać znać, że idąc tą ścieżką uczciwą, też można funkcjonować i to może być z korzyścią zarówno dla klienta, jak i dla nas.
KM: Bo tak szczerze, jak sobie popatrzę na te różne rzeczy, bo monitorowałem też te działania blackhatowe, często przegrywaliśmy, nie mogliśmy przebić tego pierwszego miejsca. Były różne wyjaśnienia, prawda? Niektóre były rewelacyjne, bo np. zawsze przywołuję to jako rzecz dla mnie wow. Jeden z serwisów komputerowych wymienił się linkami z innymi serwisami komputerowymi z innych dużych miast. Wtedy nie było jeszcze, wyślę laptopa paczką gdziekolwiek, byle najtaniej albo byle najlepiej i nie byli dla siebie konkurencją. Przebicie takiego układu wymiany linków ograniczyło z cudem. Po prostu oni mieli super moc ze strony tematycznej. Natomiast niektóre działania były krótkoterminowe i mam wrażenie, że ok. Krótkoterminowo niektóre z tych firm pewnie zarobiły, ale długoterminowo widziałem upadki wielkich serwisów, które opierały o tę strategię swoje działania i jak gdyby te marki z nami już nie są.
CG: No wiadomo, że tak. Ja bardzo nad tym ubolewałem. Jak pracowałem w dużej sieciówce i tworzyłem całą grupę SEO fajnych ludzi, którzy się rozeszli. Tak historycznie ponad 50 osób wyszło spod mojej ręki, ale oni mieli w genach to, że nie będą pozycjonować. My funkcjonujemy tak jak zgodnie z regulaminem Google i jesteśmy w stanie konkurować. Nie w tym momencie, nie tak szybko, tylko trzeba klienta uświadomić. W związku z tym filarem takiego dealu z klientem była edukacja bardzo głęboka. Dzięki temu mieliśmy gwarantowany sukces, bo rozumiał, że jeśli będą wpadki, to nie będziemy zwalać na Google i na pogodę, a w umowie jest zapisane, że bierzemy wspólnie odpowiedzialność za to, co się dzieje. Miałem kiedyś taki epizod, że Google organizował u Koźmińskiego takie krótkie konferencje po trzech, czterech prelegentów i Mariusz Gosiewski mnie poprosił, słuchaj, byś coś takiego nietuzinkowego powiedział, masz niewyparzoną gębę, to może coś wymyślisz. Ja wymyśliłem temat pt. „Jak agencje, SEO i freelancerzy oszukują klientów?”. Bardzo się rzetelnie do tego przygotowałem. Przekopałem wzorce umów, co tam jest, a czego nie ma, działania i tak dalej. Punkty w regulaminie Google’a i działania, które są niezgodne, czym grożą i tak dalej. I powiem Ci, że po 15 minutach, bo na sali była cała loża szyderców seowych i było sporo klientów i dużo studentów. I po 15 minutach ta loża szyderców zaczęła tupać. Tak głośno, że nie mogłem prowadzić.
KM: To ja Ci to przerwę i powiem, mam takie dwie obserwacje i jak Ty to widzisz. Pierwsze, mam wrażenie, że u nas w branży jest tak, że jest sporo osób, które bardzo ciekawie i odpowiedzialnie dla klientów pracują, ale jednak ten jakiś mikroprocent, my często mówimy na to 1%, potrafi strasznie zburzyć postrzeganie produktu, postrzeganie naszych działań i tak dalej przez właśnie takie różne nieetyczne zagrywki. Już nawet pal licho, powiedzmy, regulamin Google, ale ja na przykład widziałem te oszustwa na, tak to nazywam, na pozycjonowanie na słowa, które są absurdalnie długie albo słowa, które były jakimiś trickami, wybieramy sobie z całego miesiąca 4 pomiary, odrzucamy dwa skrajne i z tych pomiarów wyciągamy średnią i za to płacicie. To było takimi grubymi nićmi szyte i wiele, wielu klientów miało przez to takie podejście, że pozycjonowanie to jest cwaniactwo. I czy ty nie uważasz, że to jest tak, że niektóre osoby, zamiast widzieć w tym pracę kreatywną, ja zrobię stronę tak, żeby ten algorytm ją docenił, widziały coś odwrotnego. Ja widzę wyzwanie jak ten algorytm oszukać i to zaczęło przyciągać po prostu cwaniaków na różnych polach, bo jak oni byli cwaniakami z Googlem, to byli też cwaniakami po prostu z klientem, który im postanowił z jakiegoś powodu zaufać.
CG: Ja jeszcze wrócę do tej konferencji nieskończonej, przez te różne zachowania na sali, bo ja tam pokazywałem prawnie, jak te umowy nie gwarantują klientowi niczego. I byłem biegłym w paru sprawach, jest taka agencja na S, która miała wzorcową umowę, gdzie klient nie mógł jej rozwiązać itd. I zadałem proste pytanie, dlaczego chirurg bierze odpowiedzialność za to, co robi, dlaczego lekarz, dlaczego jakikolwiek rzemieślnik daje gwarancję, a branża nie bierze odpowiedzialności za to, co robi, tylko ma furteczkę, że Google się na was uwziął. To od początku było nieuczciwe w stosunku do klientów. A dzięki temu można było robić, co się chce. Więc jeśli ktoś był cwaniakiem życiowym, ja organizowałem szkolenia seowe i przestałem. Ale po tych szkoleniach, dlaczego? Dlatego, że reguła była taka, że po tych dwóch dniach minął jeden lub dwa dni i ci ludzie do mnie, zazwyczaj młodzi dzwonili, czy mógłbym dać wzorzec umowy, bo już mają pierwszych klientów. Według mnie, i tak jest na świecie, ten zawód wymaga dwóch rzeczy. Wiedzy i doświadczenia. Już nie mówię o morale, bo u nas to jest obce kompletnie. Więc doświadczenie to są lata. I lata zazwyczaj to nie są łatwe deale i my jako ludzie zdobywamy doświadczenie w sytuacjach kryzysowych. Więc jeśli nam cały czas się układa nasza praca i nie wymaga żadnego wysiłku i klepiemy ten sam schemat per stu klientów, to nic z tego nie będzie, bo doświadczenia nie zdobywamy. A doświadczenie ma to do siebie, że jeśli my sami tego doświadczamy, wyciągniemy więcej wniosków i bardziej nas przekonają, niż ktoś nam o tym opowie. Więc ja na własnej skórze kilka rzeczy takich przeżyłem. A to, co mnie ukształtowało na lata, to jeszcze wrócę do tej uczelni amerykańskiej, dlatego że myśmy zaczynając, rejestrowali domenę. Wtedy można było dowolną. Ja sobie taką domenę wymyśliłem, sklep ogrodniczy, bo widziałem w tym potencjał. Jeszcze powiem na końcu anegdotę, jak nie zapomnę a propos tego. I na czym polegało sprawdzanie naszych kompetencji? Jakie są obroty w sklepie? Finalnie. Na początku traffic i tak dalej. I teraz tak. To, co mnie zaskoczyło i do dzisiaj zaskakuje ludzi, z którymi rozmawiam i klientami, których uczę, że istnieje coś takiego jak link wychodzący i druga rzecz, konkurencja. Dwa obszary, których generalnie się nie tyka. A tam było tak. Pierwszy przykład i tłumaczenie. Jesteś hydraulikiem w Nowym Jorku, masz jakąś swoją wizytówkę, ale jesteś zarobiony po uszy. I dzwoni pani, że zalewa jej mieszkanie i żeby przyjść i pomóc, no to jest trzy ulice stąd, niech pan się zlituje. Nie mam w co ręce włożyć. Więc co robię? Podaję jej telefon konkurencji, żeby rozwiązała konkurencja ten problem. Na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej to jest głupota. A po drugiej stronie jest coś takiego. Pierwsze ekrany Googla pod okienkiem wyszukiwania miały linki do konkurencyjnych wyszukiwarek. I był komunikat. Jeśli nie udzieliliśmy ci odpowiedzi, zapraszamy do konkurencji. Wydaje się to karkołomne, ale Google zbadał, kto rozwiązał problem. Otóż nie rozwiązało problemu ten landing page, gdzie była informacja, tylko Google wskazując miejsce, gdzie jest rozwiązanie odpowiedzi. Dlatego on tak poszybował do góry. I teraz tworząc teksty, artykuły itd., teraz to już jest powszechnie wiadomo, ale ja to od zarania dziejów robiłem, umieszczałem cytaty i linki do wiarygodnych źródeł informacji. Nie dlatego, żeby manipulować algorytmem, tylko żeby uwiarygodnić mój tekst.
KM: I to jest w ogóle strzał w dziesiątkę, bo to jest ciekawostka. Dzisiaj nie padło jeszcze dużo razy słowo, które, boimy się otworzyć lodówkę, żeby nie wyskoczyło na nas, czyli AI. Przecież to, o czym mówisz teraz, czyli uwiarygodnianie contentu, treści, które piszemy, żeby była lepsza widoczność, a tak naprawdę, żeby pomóc użytkownikowi, a większa widoczność przychodzi z tym, to jest element, który teraz jest bardzo mocno forsowany, żeby pojawiać się wyżej w wyszukiwarkach AI. I to jest dla mnie trochę zabawne, bo jak dla mnie, to zawsze było SEO. Zawsze w tym SEO było ta użyteczność.
CG: Ale to było hasłowo, na sztandarach, tak?
KM: Tylko chodzi mi o to, że w praktyce, jak się patrzyło na produkty, które były realizowane, działania, no to było to na szarym końcu albo wcale. I jak widzę, jak ktoś dokłada do oferty i mówi, no to teraz do SEO jest coraz ważniejszy użytkownik, to znaczy, że ten produkt w przeszłości nie był zbyt dobry. I mam wrażenie, że my odkrywamy jako branża niektóre rzeczy, które w tej branży, u niektórych, funkcjonowały od zawsze.
CG: Oczywiście, że tak. I powiem Ci, że trochę we mnie się krew burzy. Wczoraj oglądałem taki webinar bardzo znanych postaci i jedna z nich powiedziała, żeby zdobyć autorytet, to warto by było zakładać pierdyliard kod w serwisach lokalnych i linkować do swojej wizytówki i wtedy jesteśmy ekspertem. No mać po prostu. Nie. Nie. Ja się z tym kompletnie nie zgadzam.
KM: To w ogóle jest technika zakładania profili, którą ja pamiętam, nie wiem, 2008, 2009 rok i jak gdyby ktoś próbuje wrócić do podstaw. Zamiast, widzę na przykład na stronach, jak kompletnie nieprzemyślane jest prowadzenie bloga czy poradnika, wpisy są w ogóle niepodpisane.
CG: To zrozumiałe. To są takie absolutne podstawy. Ja w te działy poradnicze w e-commercie, no to wszedłem dawno, no mówię ze 20 lat temu, no chyba tak. Jak już takie w miarę były e-commerce’owe site’y w Polsce. Ja akurat pracowałem w firmie, gdzie powstał Merlin, więc to czasy takie, koniec lat dziewięćdziesiątych. I zresztą tam w firmie też powstała wyszukiwarka Netsprint, dlatego że reklama była za droga i postanowiliśmy się, w cudzysłów pozycjonować, że w swojej własnej wyszukiwarce, tak anegdotycznie. Ale jakby trzeba zrozumieć, znaczy ja jestem daleki od tego, żeby analizować, co zrobić technologicznie, żeby osiągnąć sukces, ale technologicznie na tej zasadzie, oczywiście, że nie ma już szarej strefy i nie ma spammerów, bo wszystko, co branża robi, to jest full legal, tak? Co nie jest zakazane, to jest tak. Więc zawsze między wierszami tam w regulaminach można znaleźć jakąś lukę. Ale moje pojęcie i to się sprawdza, to, co wypłynęło na wiosnę z Googla, tych tam naście tysięcy różnych czynników algorytmu. Ja to miałem w głowie jakby od początku, dlatego że rozumiałem, jak to funkcjonuje. I pierwsza rzecz to rozwiązywanie problemów. I w zależności od charakteru zapytania, tam jest tam z sześć czy osiem różnych, że ono jest zdrowotne, informacyjne, rozrywkowe, zakupowe itd., to kiedy ten użytkownik będzie wdzięczny Google’owi? Wtedy, kiedy będzie rozwiązany jego problem. Na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej od wielu lat był problem, że zapytania jedno-dwu wyrazowe nie dają nam w ogóle wiedzy, jakie są intencje tej osoby szukającej. I Google chomikował i zbierał dane, robił nasze profile i do dzisiaj robi, po to, żeby zrozumieć, jakie są tego intencje, tego Janusza i Grażyny, za przeproszeniem, którzy tam wpisują. I miałem kiedyś takiego klienta, który wędrował na giełdę i zależało mu, żeby na hasło „opony” być numerem jeden w Polsce. I on mnie zaprosił i mówił, proszę pana, u mnie był czarny ninja SEO. I ten czarny ninja SEO powiedział tak, że on nie ma żadnej wizytówki, on nie ma żadnego kontaktu, kontakt jest tylko w drugą stronę i on bierze wszystko na siebie, nie będzie mówił, co robi, bo to jest tajemnica i że on jest śledzony, więc musi się ukrywać, i on jest tak dobry i że będzie tylko przysyłał prezesowi fakturę, a właściwie to będzie przychodził z fakturą i będą sprawdzać te pozycje w wynikach. Czy to za to pierwsze miejsce to jest stówka, czy tak dalej. No i co się okazało? Otóż prezes nie załapał, że odchodząc, on rzucił tak, tylko proszę państwa, warto jest wchodzić do swojego serwisu, do waszego, przez Google, czyli wszyscy pracownicy, żeby to robili, pan prezesie też. Czyli zamiast wpisywać nazwę do menu, to jakieś hasło klikać i wchodzić do siebie. A ponieważ macie tu set pracowników, to tak traffic robią markety budowlane i tak dalej, różne tam Castorama i tak dalej. Jak zapytacie, no to oni wchodzą przez site. No i co się stało? Otóż przychodził ten czarny ninja raz w miesiącu no i sprawdzali na ekranie prezesowego komputera, na jakich pozycjach jest na hasło „opony”, „felgi” i tak dalej i wszystko się z fakturą zgadzało. I facet zbierał kasę i wychodził. I traf chciał, że prezes nie na swoim komputerze kiedyś podejrzał i okazało się, że jest rozjazd. No i doszedł do wniosku, że jednak chyba tamten coś przegrzał, tak? Ale już tamten gość nie pojawił, bo jakoś się dowiedział, że to wszystko wyszło na jaw. I prezes mówi tak, proszę pana, to teraz zróbmy to w sposób cywilizowany. Niech pan spowoduje, że ja będę na tym pierwszym miejscu, bo konkurencja, ja nie mogę żyć, jeśli konkurencja jest nade mną w wynikach wyszukiwania. Więc powiem tak, panie prezesie, wyniki wyszukiwania są personalizowane. Miał pan przykłady, że na pańskim ekraniku było, jak było, tak? A na świecie było inaczej. W związku z tym umówmy się na procent ze wzrostu przychodu. Uczciwie? No oczywiście. I pan daje mi swój nadzór, ja będę nadzorował dział webmastersko-it u pana przez rok. Nie chcę żadnej kasy, tylko będę im mówił, co należy robić, bo macie swój własny system. Po roku się spotykamy i tam te 5% dla mnie od wzrostu. I spotkaliśmy się po roku i prezes mówi tak, proszę pana, nikomu takiej prowizji jeszcze nie zapłaciłem, tyle żeśmy utargowali. Tylko ja panu nie zapłacę, bo jest za duża. A druga rzecz, na hasło „opony” nic się nie zmieniło. Żegnam pana. Więc to się wielokrotnie powtarzało w życiu. Ty też miałeś pewnie takie przypadki. No tak to funkcjonuje.
KM: To jest ciekawe właśnie rozliczenie success fee. Ja od razu zdradzę. Są takie organizacje, firmy, które mówią, że optymalizują agencje. Nawet jedna z takich firm była kiedyś zaproszona na konferencję google’ową. Jak to usłyszałem na konferencji google’owej, to zyskałem za głowę, kto ich tu wpuścił. Optymalizacja agencji w ich przypadku polega na tym, że uczą jak zmienić model biznesowy, żeby od tych samych klientów za te same działania zarabiać znacznie, znacznie więcej. I polega to na tym, żeby przekonać klienta do tzw. success fee, ale nie edukować klienta, że np. wdrożenie audytu porządne, napisanie nowej treści, jakiś content recycling, może zmienić ten ruch diametralnie. Więc nagle się okazuje, że po pewnym czasie te wzrosty są ogromne, ale niewspółmierne do zysków, bo np. dotyczą słów kluczowych związanych z marką, dotyczą wzrostów po prostym audycie itd. I jak agencja nie stosuje przejrzystego modelu, to nagle zaczyna wystawiać bardzo duże faktury. Ja mam odwrotny problem z success fee. Właśnie wykręcaliśmy fajne obroty, biorąc wszystko pod uwagę, biorąc zwroty pod uwagę, markę itd., klienci rezygnowali, bo dla nich to były za duże kwoty. Po czym kończyli np. na Allegro, płacąc te prowizje tam, no ale tam muszą, a tu nie musieli. Zmieniali agencję na taką, która już od tego wypracowanego zysku, a pracowaliśmy zgodnie ze sztuką, nie pobierała tego success fee. Widzieliśmy mocne spadki, były powroty na inny model rozliczeniowy, owszem, ale niestety ten model, gdzie konkurowało się z różnymi mniej etycznymi w podejściu podmiotami, no to był problematyczny. Wiem, że teraz jest bardzo modny, ale tutaj od razu powiem, jak rozmawiamy tak cały czas, to w głowie mam różne problemy, które nasza branża miała i takie triki, które działały na klientów i uwaga, 20 lat temu i teraz, np. wspomniane pozycjonowanie na słowa, które nie mają potencjału, można go sprawdzić w zwyczajnym planerze, czy tam w kampanii ads, czy to działa.
CG: Ale klient nie wie, co to jest planer.
KM: No właśnie, więc ten brak edukacji i wykorzystywanie niewiedzy.
CG: To jest właśnie ta główna manipulacja na tym rynku wschodnim, czyli niewiedza klienta. Jeśli ty idziesz do klienta z ofertą, że for free dajesz mu szkolenia i warsztaty, to klient jest w szoku. Ale dla mnie to był wielki plus, bo on rozumie, o co w tym wszystkim chodzi i jest w stanie też dawać odpór ofertom, bo te oferty cały czas przychodzą.
KM: To w ogóle jest ciekawe, bo to jest nielegalny spam, niezamówiona informacja, a żyje to od lat.
CG: I będzie żyło, tak? Jak fotowoltaika. Więc to była furtka. Zresztą samo hasło pozycjonowanie, ono już w swojej definicji ma manipulację. Ja pamiętam jeszcze hasło w Wikipedii, to było pięć lat temu, mam zrzut ekranu, co to jest SEO? To jest manipulowanie wynikami wyszukiwania. Tak zostało to opisane w języku angielskim i w języku polskim. Teraz to już zostało podmienione, ale pięć lat temu jeszcze takie i mam te zrzuty ekranu. Więc i teraz, czy słowa manipulacja na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej to jest pejoratywne? Nie. To jest cwaniak. W związku z tym, no zazdrościłbym, że taki zaradny.
KM: Widzę kolejny łączący się z tym problem. Problem jest taki, że żeby pokazać jakikolwiek efekt, mam wrażenie, że seowcy i w przeszłości i uwaga teraz też, bo widzę raporty, często stron, które audytujemy, skupiają się na czymś, co za wielką wodą nazywają vanity metrics, czyli te pozycje, wyświetlenia. No i teraz logika mówi, skoro ktoś nie ma odpowiadać za sprzedaż, to nie będzie w ogóle na to patrzył, bo ma odpowiadać za to, żeby się licznik kręcił na stronie. Więc widziałem już content, treści sprzedawane dla jakichś sklepów na kompletnie bzdurne tematy. Nie ma szans sprzedać ich produktów, jak jest czytany ten poradnik, ale zawyżają widoczność, wykres się w górę, ruch na stronie szedł w górę. Do AI overview.
CG: Będę troszkę polemizował, ale tylko troszeczkę. Jasne. Dlaczego? Dlatego, że według mnie, na tyle na ile rozkminiłem ten temat EEAT i tak dalej, pewnie jeszcze kolejnej literki będzie Google dodawał tego authority i tak dalej, i zaufania. Otóż, według mnie mechanizm działa tak, i to teraz jeszcze potwierdziło AI, że budowanie wizerunku eksperckiego osoby, która jest autorem porady czy tekstu w dłuższym horyzoncie czasu działa na rzecz domeny albo projektu, jako takiego. Czyli suma eksperckości tych puzzli poszczególnych osób składa się na eksperckość brandu, jako takiego. I wszystko, co z tego brandu będzie wypływało, będzie miało już stempel eksperckości. I te quality rejterki, czyli gospodynie domowe w Stanach, one, Polski to sobie tłumaczą tam i muszą zrozumieć, kto zaczął. Więc, jeśli byśmy chcieli tak po bożemu zrobić taką drugą nogę budowania wizerunku eksperckiego sklepu, jako takiego, czy domeny, to ja to robię za pomocą artykułów poradniczych. I jak jeszcze pracowałem w agencji, to mieliśmy bardzo dużych klientów i tam sprawdziłem proporcje pomiędzy artykułami sprzedażowymi i poradniczymi. I nam się sprawdziła proporcja 30% sprzedaży, 70% porad.
KM: Myślę, że mówimy o tym samym, tylko ja mówię o przykładzie, w którym masz sklep wędkarski i nagle ktoś Ci sprzedaje artykuły, które mówią o przepisach na sandacza.
CG: A, nie, nie, nie.
KM: To jesteśmy zgodni. Tamta taktyka, o której mówimy, świetnie działa. Poradniki i tak dalej, to jest super. Tylko czasami mam wrażenie, że kiedy nie jest mierzona konwersja z tego, to nagle łatwiej pisać ogromną pulę rzeczy, która przyciągnie ruch, a nie sprzyja.
CG: To musi być zdroworozsądkowe podejście.
KM: Jeszcze powiedziałeś super ważną rzecz. Budowanie autorytetu. Ja często widzę, że jest to w ogólnie nie podpisane. Pod tym się nikt nie chce podpisać, bo tam są takie bzdury czasem albo generowane z AI.
CG: Są różne problemy. Bo może być też tak, że w tej firmie nie chce się nikt ujawniać z imienia i nazwiska. Ale jest kilka patentów. W kilku przypadkach zastosowałem patent pod tytułem redakcja. I landing page autora to jest redakcja, gdzie jest opisane, jakie ma kwalifikacje, żeby doradzać. Bo te quality rejterki mają za zadanie sprawdzić, czy ta osoba, która doradza w tej szeroko pojętej kategorii your money, your life, czy w Europie your life, your money, bo my jednak najpierw zdrowie, a później kasę. Czy ta osoba ma na to papiery, czy ma doświadczenie i tak dalej. I tu się nic nie zmieniło. To dalej tak funkcjonuje. Więc jeśli artykuł nie ma autora i nie ma daty, no to psu na bodę coś takiego. Dlatego, że owszem, nie będzie korzyści z tytułu eksperckości. Bo nie ma do czego przypisać. Nie wiem, czy pamiętasz, że był taki znacznik kiedyś author. I on bardzo dobrze działał. Do czasu, kiedy zaczęły się pozwy. I Google musiał się z tego tłumaczyć, co zrobić, jeśli osoba odchodzi z firmy. To, czy ten author idzie za firmą, zostaje w firmie, czy idzie za tą osobą. Gdzie ta eksperckość jest? A druga rzecz, jak jest kilku autorów, to teraz, którego wpisać. A były kłótnie o to. I on to zlikwidował. Inaczej do tego podchodzi. Ale dalej, masz rację w stu procentach. Ja na co dzień widzę, jakie są efekty. I w przypadku, teraz AI overview, to wybuchło po prostu. I po prostu takie mamy żniwa, że te średnie spadki, to dla moich klientów, to jest przykład tego, jak nie należy robić. Więc dalej funkcjonują. Dalej funkcjonuje google’owy mechanizm pod tytułem rozwiążmy problem. A jak my nie potrafimy, oprzyjmy się na jakichś źródłach zewnętrznych, przeredagujmy je i wrzućmy. Ale nie na siłę. I to dalej funkcjonuje. Więc i autorytet tekstu, jak może być zwiększony, to tak samo, jak mówiliśmy na początku. Jeśli mamy cytaty, jeśli mamy linki wychodzące, prawdziwe, do źródeł wiarygodnych, to ten artykuł nabiera mocy. Powiem o takim patencie, że kiedyś było, miałem takie pytanie, przyjęliśmy trzy nowe dziewczyny do redakcji, co zrobić, żeby miały szybko wysoki autorytet, ale nie spamując. I znalazł się na to sposób. Okazuje się, że wywiad ze znaną osobą wystarcza do tego, żeby część tego autorytetu spadł na osobę, która przeprowadza ten wywiad. I pięknie poszło do góry. Zadziałało. Więc ja dążę do tego. Ja miałem dużo klientów w postaci redakcji portali przeróżnych, informacyjnych i nie tylko, i tych największych polskich. I z nimi pracowałem, żeby ich przekonać co do tego, mówię, słuchajcie, waszym zawodem, waszą pasją jest pisanie i przekładanie tego, co macie w głowie na ekran komputera akurat. Nie zawracajcie sobie głowę techniczną stroną. Kompletnie. Przyjdzie taki czas, że ten ubogi Google zrozumie, że nie trzeba na tacy podawać w kodzie masę różnych rzeczy, o których wy nie macie pojęcia. I właśnie już powoli zmierzamy w tym kierunku.
KM: Tak, tam przez szereg lat w ogóle można zaobserwować. Wydaje mi się, że jedną z takich rzeczy, która gdzieś tam działa w tle jest na przykład rozumienie adresów. Mówię o adresach fizycznych, czyli występowanie samego adresu, kiedy dana firma trafiała do tych katalogów, gdzie były opisane ulica, tutaj Łokietka 8D i tak dalej i jedna firma lokalna miała tego znacznie więcej, druga nic, bo nikt nic z tym nie zrobił. Taką stronę było dużo łatwiej pozycjonować. Druga chyba rzecz to właśnie było rozumienie dodatkowo struktury strony. My o tym teraz wiemy, że Google renderuje i tak dalej. Pamiętam jakieś eksperymenty w dużym portalu, w którym zmieniliśmy wygląd stopki i ta stopka nie była już taka sama i przez jakiś czas dawało to niesamowite efekty mnożenia tych linków wewnętrznych. To było też super i mi się wydaje, że jak ktoś nie ma świadomości, że Google bardzo dużo rzeczy potrafi już zrozumieć, na przykład ten autor. Wydaje mi się, że w pewnym momencie powiedzieli, nie chcemy tego opisu, który jest manipulacją, my się sami nauczymy z tej strony, jak wyglądają te stopki, jak wygląda autor w newsówce i tak dalej.
CG: Zgadza się, tylko ja wychodzę z tego założenia, że jeśli na tacy podajemy prawdziwą i weryfikowalną informację autorze, to ma wartość wtedy. Jeszcze jedna rzecz, czyli mamy tutaj kwestię taką, że tworzymy, ale nie bloga. Wszyscy moi klienci, z którymi pracowałem, zmienili to albo na poradnik, albo na inną nazwę, nie blog. Dlaczego? Blog nie zobowiązuje do niczego. To może być dowolny tekst. Prezes poszedł na kawę z Japończykiem, tak? A poradnik zobowiązuje do rozwiązania problemu. I teraz ten użytkownik spodziewa się, że wchodząc tam, patrząc nawet na strukturę URL, ten problem zostanie rozwiązany. I to jest jedna rzecz. Druga rzecz, która mi się sprawdziła, a ja od lat w to wierzyłem i wiedziałem, że tak jest, to wartość kliku.
KM: Z wyników wyszukiwania?
CG: Tak. I to, co tam wypłynęło w tych dokumentach, to jeszcze jest charakterystyka, czy jest tam dłuższa wizyta, czy krótsza i tak dalej, ale wiedziałem, że to jest najprostsza jednostka miary przez Google’a, jaka jest skuteczność, tak? Czyli ten CTR. Kiedyś były jakieś maszynki, takie boty do klikania jeszcze. Wirtualna Polska miała najdłużej, była nieodporna na te rzeczy i tam się różne historie widziałem, obserwowałem to.
KM: Tak, bo niektórzy słuchacze nie będą pamiętali, że Onet miał swoją własną wyszukiwarkę.
CG: No tak i Wirtualna Polska, swoją.
KM: Bardzo długo.
CG: Dokładnie. I ja napisałem w czasach przedchatowych z takimi zaprzyjaźnionymi z Indii informatykami, których gdzieś spotkałem na konferencji na świecie, że warto by było przebadać, jaki jest wpływ CTR-u, gdzie on się w tym algorytmie mieści. Czy to linkowanie zewnętrzne, czy tam dobrze opisany kod itd. I myśmy byli w głębokim szoku, jak zrobiliśmy pierwsze eksperymenty, jak ważne jest ten klik. I napisaliśmy taki software, później, jak już weszły narzędzia LLM-owe, trochę nam jeszcze bardziej pomogły w tym, żeby to badać. I co się okazuje, że to nie jest tak, że zalejemy Google’a milionem klików, bo wygenerujemy sobie, bo teraz przy tych agentach można generować takie narzędzia. Jak nie w tych, to w chińskich, spokojnie można takie coś zrobić, nie mając wiedzy na ten temat. Tylko to nic nie da, bo trzeba wiedzieć, co Google bada. Otóż, dla niego są podstawowe informacje ważne takie, jak będzie wyglądała wizyta. I w dawnych latach branża seowa kończyła swoją pracę na tym, że pojawiała się coś w wynikach wyszukiwania, tabelka z pozycjami kasa i do domu. A co później? Przecież klienta interesuje właśnie ten proces cały, tak? Zakupu, czy leada, czy czegokolwiek, bo z tego żyje, tak? I idąc tym tropem, myśmy napisali te narzędzia AI, które badało wagę różnych zachowań w trakcie wizyty. I mamy mniej więcej 60 czynników takich, które wyekstrahowaliśmy i zrobiliśmy takie narzędzie i powiem ciekawostkę, że dotarło do jakiejś agencji, że coś takiego mamy i ona powiedziała, że zapłacą nam olbrzymie pieniądze za to, że udostępnimy, bo oni nie dowożą kampanii. I jeśli my jesteśmy w stanie wygenerować wizytę z geolokalizacji, pora dnia to tam pal licho, ale z czasem wizyty 3 minuty, z przyklikaniem się przez 3 strony, z przewinięciem ekranu w to i z powrotem, to co naturalnie człowiek robi, no to kupują od nas na pniu, ale na wyłączność. Powiedziałem, wypchajcie się. To jest narzędzie edukacyjne. I wiemy już, że po prostu nie błądziliśmy i wiemy też, jak konstruować strony, żeby były spełnione te warunki. Czyli jak najwięcej z tych 60 czynników, żeby zadziałało. Bo w gruncie rzeczy, jaki jest cel naszych działań? No klientowi ma przybywać w jego sejfie kasy.
KM: Czyli wracamy do punktu wyjścia, w którym SEO powinno zajmować się całym procesem do końca. Dbać o to, żeby to…
CG: I teraz to SEO to niestety to też jest klątwa. Dlaczego? Dlatego, że ona bardzo ogranicza definicję działań, które prowadzimy. I nasze horyzonty są dużo szersze. Bo gdybyśmy nie mieli podstawowej wersji socjologicznej, jak się ludzie zachowują? Co wpisują? Jakie są ich intencje? Poza wszystkim. Gdybyśmy nie mieli wiedzy statystycznej, no trzeba liznąć trochę kodowania i tak dalej, i tak dalej. To się zbiera taka wiedza dość szeroka, nie mówiąc o znajomości języków, żeby się cały czas dokształcać. Więc ja już nie operuję tym terminem SEO, tylko bardziej optymalizacja projektu pod kątem zwiększenia przychodów. Bo taki jest cel klienta. A jego to nie interesuje, jak wyglądają title, description i te inne rzeczy, bo to jest po naszej stronie. On otwiera sejf i liczy, ile wpłynęło.
KM: A z drugiej strony seowiec, który pisze title, description tylko po to, żeby upchać słowa kluczowe, zawali CTR.
CG: Ja na Onecie wczoraj zobaczyłem relacje z meczu tenisowego Brazylijki z kimś tam i w jednym zdaniu nazwisko było cztery razy.
KM: Jak z niedzielą handlową.
CG: Niedziela handlowa, dokładnie.
KM: I to też robią bardzo ciekawe optymalizacje pod zakładkę, która jest dla mnie ewenementem, zakładkę Discover, gdzie działają clickbaity. I jak gdyby, że Google tam nie wprowadziło algorytmu, który ma w wyszukiwarce, który reguluje clickbaity, dla mnie jest kompletnym szokiem.
CG: Powinien, ale ma inne priorytety. Ja się kiedyś sparzyłem bardzo, jeśli chodzi o priorytety google’owe. Dlatego, że jakby we wczesnych latach tego Google’a, gdzie byłem beta testerem, no to znajdowałem różne, bo błędów na początku była cała masa. Ja to wysyłałem do Kalifornii. I nie było żadnego odzewu, nie było zmian i w końcu na jakiejś konferencji, dużo jeździłem na konferencje i też doradzam, jeśli ktokolwiek ma możliwości, wyjedźcie, nie w Polsce, pojedźcie w świat. Czy to jest Brighton SEO, czy gdzieś, żeby zobaczyć, jak to wygląda na świecie. I jak będziecie pierwszy raz, to będziecie w szoku. I ile informacji ludzie nie sprzedają, tylko rozdają, tak? I doradzają. Więc ja wtedy do Google’a to zgłaszałem i w końcu spotkałem na jakiejś konferencji takiego Googlersa, czyli takiego pracownika Google’a, który był mniej więcej w moim wieku i miał słabą głowę. Więc poszliśmy na browar i on mówi, słuchaj, tylko mnie nie spijaj, ja i tak ci dużo nie powiem, ale mogę mówić tak albo nie. Mówię, dobra, to i tak dla mnie bardzo dużo, tak? No i trochę tam pogadaliśmy i w pewnym momencie go pytałem, mówię, słuchaj, dlaczego nie uwzględniacie uwag dotyczących wyników wyszukiwania, a uwzględniacie natychmiast uwagi dotyczące części reklamowej? Bo to już wiem. I on mi wprost, a na czym my zarabiamy? To jest biznes. Więc my patrzymy przez pryzmat naszych wyników organicznych, a biznes się toczy wokół, tak? Więc jeśli mamy AI mode, gdzie nie było nic, czyli mamy taką wersję, gdzie jest właściwie sam tekst, tak? No to w Stanach już się zaczynają pojawiać źródełka. Czyli tak jak w AI overview już się zaczynają pojawiać po prawej stronie źródełka. Na razie powoli, ale żeby uwiarygodnić. Bo się okazało, że 2% ludzi klika w ten guzik, którego nie ma w Unii Europejskiej z AI mode, żeby przeczytać cokolwiek. A 40% osób przewija ekran, nie klikając w nic w AI mode, znaczy w AI overview i przechodzi do tradycyjnych wyników. Więc ja, już przechodzimy płynnie do AI, bo spędziłem na tym dużo czasu, bo miałem wczesny dostęp do tego. W Urugwaju sobie dłubie te rzeczy, bo Ameryka Południowa jest zaraz po Indiach, jeśli chodzi o wdrażanie tych rzeczy. Jeśli nie można VPN-em tego, bo z Polski…
KM: W Polsce jest nawet problem, bo na polskim koncie VPN-em nie zadziała. Trzeba mieć konto założone lokalnie. Na przykład Stany, dopiero wtedy jeszcze VPN.
CG: Wtedy to zadziała, choć przez dłuższy czas ja się łączyłem przez Phoenix. Okazało się, że to była jakaś dziura i z Polski można było mieć wyniki amerykańskie, jak się VPN przez Phoenix amerykańskie tam się wjeżdżało. Więc zacząłem to od samego początku badać, jak tylko była ta wersja jeszcze testowa, bo byłem beta testerem tego rozwiązania i na początku byłem przerażony. Byłem przerażony, bo te pierwsze wersje spychały nasze biedne linki gdzieś po prostu na jakąś drugą, trzecią, czwartą podstronę, bo Google miał inne pomysły na życie. Później objawiło się to, że Google zlikwidował reklamy i wystawił tylko nasze linki. Wow! Jakaś frakcja doszła do głosu, jacyś lobbyści tam popchnęli, czyli doszli do wniosku, że my musimy naszą część mieć, żeby generować reklamy. Bo im więcej jest słów naszych, tym więcej będzie wyświetleń, dzięki którym się będą pojawiały reklamy.
KM: Tak, ale tam do tej pory nie ma jakichś wersji finalnych rozwiązań reklamowych do AI Mode i AI Overviews, są na tym plany, ale wiemy, wypowiedzi ze strony Google’a są takie, że wdrożenie AI Overviews nie uszkodziło interakcji z reklamami, jak gdyby Google na tym nie traci.
CG: Jeśli on nie traci, to kto nie zyskał, tak? I dla mnie karygodne było… Ja tej kobiety nie lubię. Nowa szefowa Searchu Google’owego, która popełniła całą masę błędów i na bardzo ważnej konferencji, gdzie było pytanie, czy macie jakieś dane dotyczące tego, jaki AI Overview ma wpływ na ruch organiczny, to ona powiedziała, że ma olbrzymi, że to są miliardy przeklików i później patrzę i to samo prezes powiedział, że po prostu cieszcie się, że coś takiego stworzyliśmy.
KM: Tak, my usłyszeliśmy, że macie więcej wyświetleń.
CG: No dobra, dobra. Wyświetleń tak, bo tam jak klikniesz w rozwijanie AI Overview, to już masz…
KM: Jest więcej linków po prostu podanych.
CG: No i masz tak, masz dwa wyświetlenia, więc tego jest dłużej, a zero klik niestety króluje, tak?
KM: To chcę Cię spytać o jedną super ważną rzecz. Wiadomo, nie mamy szklanej kuli, nie przewidzimy tego, ale czy też widzisz problem, który mieliśmy, kiedy wchodził Facebook, że przez wiele faktów, takich czynników, które nam się wydaje, że mogą tak zadziałać, nie wiemy tego, że na przykład część treści poradnikowych będzie generowana z AI albo inspirowana mocno treściami z AI. Ktoś to może poprawi, przepisze, ale jednak generowana z AI. Część treści się mniej opłaca, bo sklep widzi, że stamtąd nie ma ruchu, bo AI Overview zjada ten ruch do siebie. Czy to nie będzie tak, że właśnie wkraczamy w drugą rewolucję, która utnie ilość nowych treści w wielu branżach? Mówię o tym, że już teraz fora dyskusyjne nie żyją, niektóre nie istnieją albo wymarły. Mało osób dzieje się na Facebooku, bo nie używa tego Facebooka. Jak gdyby tych treści nowych w internecie w porównaniu do tego, jak był boom na nowe treści w internecie od użytkowników, że tego będzie mniej. Mamy Reddita, ale znowu to jest mocno scentralizowane.
CG: Ale polski Reddit to jest margines.
KM: Dokładnie tak. W skali świata to jest zupełnie co innego. Czy nie uważasz, że obudzimy się z problemem za parę lat?
CG: To jest tak, że jest nadpodaż treści i dzięki temu, że jeszcze tam staniał te tokeny w chat GPT o 98%, chyba podawał Damian Sałkowski w ciągu roku. Więc koszty tworzenia contentu są mikroskopijne. Poza tym są takie oszołomy… Ja miałem rozmowę z Włochem, który dziennie wypuszcza w tych jej 250 tysięcy artykułów. I teraz już nawet nie chodzi o głupotę tego gościa, bo one są guzik warte, bo on nie ma żadnej kontroli, tylko zadaje tematy, wrzuca do WordPressa i co tam ileś milisekund pojawia się coś, tak? W jego przypadku, jeśli takich oszołom by było więcej, to mamy problem pod tytułem crawlowanie Google’a. Otóż Google ma w tej chwili olbrzymie problemy z crawlowaniem. I są takie dni, gdzie normalnie byśmy mieli tego bota Google’owego, powiedzmy, przez pół dnia, a on wszedł na pięć sekund i uciekł. Nie nadąża Google z zapleczem technologicznym. Ta jego sieć jest rozproszona i jest w cudzysłowie na pececikach, to on samolotami na cały świat wysyła do tych serwerowni potworne ilości sprzętu, żeby to ogarnąć, bo on musi oddzielić ziarno od plew. I to nie jest tak, że będzie etykieta AI „to jest złe”, bo Google sam też się zakopał we własnych zeznaniach, wypuszczając narzędzia do tworzenia contentu, tak? Więc to nie jest tak, że AI jest samym złem. Narzędzia AI-owe powinny nas nie wyręczać, a wspierać. Więc ja na przykład mam takie podejście do tego, że owszem, w znalezieniu tematu, jeśli chodzi o rozwiązanie problemu, pomoże, nie mówię o frazach, tylko o tematach, pomoże w przygotowaniu konspektu, ale później przychodzi ludzka ręka i to pisze. I wtedy to ma wartość.
KM: Tylko czy nie widzisz takiego zjawiska, schematu, że wiele osób pójdzie na łatwiznę, zamiast prosić tych pracowników, którzy w firmie znaleźli się na produkcie, nie będą dawać tej wartości, która była potrzebna do tej pory, tylko po prostu generowanie.
CG: Słuchaj, no to tak jak widziałem takie statystyki dawno temu z linkami, że jeden link z BBC z głównej strony jest wart tyle, co 50 tysięcy z forów różnych, tak? Więc jeden dobry tekst, który Google oceni, że jest dobry, a ta jakość wynika z rozwiązania problemu. Analytics jest wszędzie wszyty praktycznie, tak? No poza może rynkiem niemieckim, bo oni mają jakąś schizę na tym punkcie. Ale on może zbadać, w jaki sposób użytkownik się zachowuje. Czy na przykład kliknął, wszedł do serwisu i wrócił i znowu dalej szuka? No to psu na budę. Ale jak kliknął, wszedł, przeczytał i nie wrócił z tym samym tematem, to jest proste. Te czynniki behawioralne są proste. Ja mówię z tego doświadczenia, tego narzędzia jajowego, gdzie to mamy czarno na biały.
KM: To zawsze było dla mnie zabawne, bo ja słuchałem po konferencjach, ktoś mówił, że tego nie ma, nie ma takiej oceny, Google nie ma takiej mocy przerobowej, a my tak hej, ale mamy Google Ads i tam wszystko to jest. Jak gdyby z czarno na białym jest opisane, jak to jest badane, że to jest badane, po co jest badane.
CG: Oczywiście, że jest. Jeśli odłożymy ten czynnik technologiczny i szukanie dziury w całym, a weźmiemy pod uwagę i naszym spektrum jest ten użytkownik, który jest dawcą kasy, leadów dla naszego klienta, no to zróbmy taki scenariusz, żeby to wszystko zagrało, patrząc tylko na nich. I jesteśmy w stanie naprawdę osiągnąć niesamowite rzeczy. No, moi klienci pojawiają się nad AI Overview. I to też mi dało do myślenia. Dlaczego jeden wynik jest nad, później jest AI Overview, później jest cała reszta, tak? Zacząłem to rozkminiać i okazało się, że wrócił algorytm oceny CTR-ów. I okazuje się, że AI Overview ma niższy CTR niż artykuł mojego klienta. No i tak to jest ułożone.
KM: Jest to rzecz, którą na pewno będziemy obserwować w przyszłości. A teraz czas na naszą tradycyjną semkostkę. Wylosowaliśmy inspirację branżową. Czyli chcemy się dowiedzieć, jak osoba z twoim ogromnym doświadczeniem dalej zdobywa nową wiedzę w branży, w której jedyną stałą jest zmiana.
CG: I jakbyś mnie zapytał, dlaczego w tym wszystkim siedzę, to jest właśnie to. Czyli może tak górnolotnie powiem, że tu nudy nie ma i jesteśmy, jeśli chcemy się rozwijać i iść do przodu, to jesteśmy trochę detektywami. Bo rozkminiamy rzeczy, które dla nas są kompletnie nowe. No teraz AI nam w tym pomagał. No to wiadomo, do tej pory to trzeba było samemu chodzić z lupą i z latarką i dowiadywać się. Więc ja poszedłem na łatwiznę, dlatego, że jeździłem na konferencje. Gdzie tylko się da. I dużą część mojego budżetu poświęcałem właśnie na to. I czy to były konferencje SMX w Stanach, gdzie to był dla mnie rynek face to face, to była zupełna nowość. I oni też na mnie patrzyli jak na białego niedźwiedzia na początku, bo to były lata dwutysięczne. Ale tam się bardzo, bardzo wielu rzeczy nauczyłem i byłem pod olbrzymim wrażeniem rozdawania wiedzy. Co jest w naszej szerokości kompletnie niepopularne. I teraz, dlaczego to rozdawnictwo wiedzy, dzięki której ja też się rozwijałem, miało takie duże znaczenie? Dlatego, że karma wraca. I ten, który rozdaje, on będzie kiedyś tam nagrodzony. Nie musi być to finansowo, może być życiowo w jakiś tam, powiedzmy cudzysłów, inny sposób. Ale jest zainteresowany tym, żeby się branża rozwijała w kierunku, gdzie jesteśmy przekonani, że on jest, w cudzysłów, etyczny. W Polsce mówię w cudzysłów, na świecie nie mówiłbym tak. Gdzie to jest normalny zawód. Nie robiony gdzieś w piwnicy po ciemku i taki czarny ninja i tak dalej. Więc na mnie bardzo duże wrażenie robili sami ludzie. Podejściem do tego tematu, ich szeroką wiedzą i znajomością narzędzi. I dla mnie to były wtedy narzędzia kompletnie niszowe. Bo tutaj na naszym rynku, tam Senuto, Semstorm i takie różne rzeczy, tak? To, czego mieliśmy dostęp, Search Console’a i tyle. I poznałem wtedy taką ekipę, która stworzyła Semrusha. I nawet się trochę z nimi zaprzyjaźniłem. I oni mieli kapitalną wizję, którą realizują skutecznie od wielu, wielu lat. Żeby to było takie fachowe centrum wszelkiej informacji dotyczącej, powiedzmy, trafficu, w cudzysłów, ale zrozumiałej dla każdego. Oczywiście tam są jakieś narzędzia takie tylko dla specjalistów, ale generalnie tak, i żeby to było rzetelne. Więc miałem już jedną inspirację i kontakt do firmy. I byłem na konferencji w Izraelu w Tel Awiwie, gdzie wystąpiło dwóch panów, którzy powiedzieli, że mają taki startup, który nazwali roboczo SimilarWeb. I jeśli ktoś by chciał przetestować, to zapraszamy. No ja poszedłem do nich. I się przedstawili. I oni mówią, wiemy, jak nas słuchiwać w sieci. No i też z nimi nawiązałem kontakt i do dzisiaj mam to konto. I bardzo sobie to cenię. Więc te podróże i uczestnictwo w konferencjach, to nie musi być afterparty, gdzie nam się film urwie, ale żeby porozmawiać trochę z tymi ludźmi. Niekoniecznie wymieniają się doświadczeniami, bo mogą być niewspółmierne nasze w stosunku do nich, ale to są fajni ludzie. I to mi dało największego boosta. Więc to, do czego bym namawiał, jeśli chodzi o inspirację, to z tego grajdołka wyjechać i pojechać w świat i tam szlifować, na ile się da. Nie są to jakieś finansowo duże bariery.
KM: A ja dodam, że na przykład wspomniana przez Ciebie Brighton SEO ma taki program, że można się zapisać, można za darmo dostać bilet.
CG: Oczywiście, że tak. Tylko już jak będziecie w następnym roku tam występować, to niekoniecznie przyznają, bo mają tam filtry. No a Ty też tam występowałeś.
KM: Tak. To też jest, muszę powiedzieć, że taka konferencja, która bardzo szeroko się rozwinęła, bo tam są różne dodatkowe wydarzenia. Więc jeżeli ktoś się bardziej analityką interesuje albo płatną reklamą, jest tam dużo tych wydarzeń, które warto…
CG: Zaczynało się od takiego pokoiku nad knajpką, gdzie było pierwsze spotkanie. Ja później byłem w jakiejś większej takiej knajpie, gdzie rozmawialiśmy tylko o SEO. No a teraz to jest wielka sala z multum różnych tematów. Osiem ścieżek różnych i tak dalej. Każdy coś dla siebie znajdzie. Są takie lata, gdzie jest słabo, ale są lata tłuste. I w tym roku to był taki według mnie trochę tłustszy rok. Dlatego, że wokół tematów AI-owych było bardzo fajnie. Dużo spostrzeżeń, dużo ciekawostek. Generalnie jeżdżę po to, żeby mi to dało inspirację. Dokładnie tak jak masz w pytaniu. Dlatego, że ten wątek dalej można rozwijać.
KM: Super. Ja polecam jeszcze słuchaczom sprawdzić Hero Conf. Bo to jest teraz drugie ich wydarzenie towarzyszące Brighton SEO. I też pod tym kątem innych aspektów.
CG: No i można się podłączyć też po prostu pod darmowe tego typu konferencje. Całe cyrk jest SMX-ów. To jest właściwie zaranie wszystkich konferencji seowych na świecie. Oni kiedyś to organizowali tylko w Stanach. Teraz to jest ogólnodostępne. I można się na to załapać. No i drugie źródło inspiracji to są newslettery. Ale takich osób, których akceptujemy.
KM: I wiemy, że nie napiszą nieprzetestowanych rzeczy.
CG: Tak. I wiemy, że są rzetelne. I jest sporo takich osób. W Polsce też. Które warto poczytać czy obejrzeć też webinary. Ja najbardziej cenię taką hiszpankę, która ma ksywkę SEOFOMO. Najbardziej wpływowa kobieta w branży SEO w zeszłym roku na świecie. I ona jest rozchwytywana, jeśli chodzi w kontekście wielojęzycznych projektów e-commerce’owych. Ona się na tym świetnie zna. A poza tym jest Bardzo wesoła. Ma naprawdę bardzo bogate newsy. Wysyła w niedzielę. Ale też ma dużo linków do narzędzi i właśnie do konferencji. I ona wynajduje też te darmowe konferencje. Ale świat się zmienił. I za tydzień w Chinach, w tym najbardziej nowoczesnym mieście jest konferencja seowa, gdzie też Polka wystąpi. I niedroga. Na początku października jest Valentine w Turcji nad pięknym morzem w pięciogwiazdkowym hotelu. Konferencja, gdzie są olbrzymie zniżki na noclegi, żeby tylko przyjechać. Więc w takich nieoczywistych miejscach zaczyna się coś dziać. Warto śledzić, bo a nuż połączymy wątek turystyczny z naszym zawodowym, czy z naszą pasją.
KM: Ja muszę powiedzieć, że właśnie Aleyda, o której wspomniałeś z SEOFOMO, no to wpadliśmy na siebie w barze po jakimś afterparty, po którejś z nagród, często też występuję w takich miejscach, które nagle się okazuje nie były na mojej mapie konferencji, a nagle przyjeżdżam i tam jest śmietanka, bo ktoś chciał wystartować z ciekawym wydarzeniem, zaprosił bardzo fajnych seowców. Tak na przykład Serp Conf, który był w Wiedniu, czasami jest w innych miastach. Bardzo ciekawa konferencja. A jeżeli chodzi o Chiny, prawdopodobnie mówisz o Natalii Witczyk, z którą mieliśmy wiele razy okazję się spotkać i występować. To też jest taki kierunek nietypowy, bo ja pamiętam, że to jest takie przespanie trochę. Jak pierwszy raz pojechałem do Chin i mówię, dlaczego tu jest taka cywilizacja, dlaczego tak te miasta wyglądają? My o tym nie wiemy.
CG: U nas jest stereotyp tych Chin i ich produktów i tak dalej, a my jesteśmy daleko za… Pamiętam taką akcję Aleydy, że ona snippeta zrobiła graficznie tak, że było jej logo. Jeszcze było pięć linijek description. Tak ułożyła to description, że w tej szerokości zaprojektowała i wychodziło z tych literek jej logo. No i się wtedy Google tym zainteresował, jak to możliwe, żeby aż tak to rozkminić. Ja z nią współpracowałem, był taki serwis dla nowożeńców w Polsce. O Jezu, co to się działo. To jest w ogóle biznes ten dla nowożeńców i ślubny, to jest po prostu żyła złota na całym świecie. I firma hiszpańska najpierw zrobiła u siebie w Ameryce Południowej, a później wymyśliła, że zrobi to w Polsce. No i tutaj się kobieta sparzyła, bo się okazało, że na naszym rynku seowcy są tak silni, że nie ma jak się wbić metodami jej. Także reasumując odpowiedź na to pytanie, rozwijać się, rozwijać, szukać inspiracji gdzie tylko się da, obserwować, analizować, jeśli działamy na przykład na rynku zdrowotnym, to obserwować tych największych, co oni robią na świecie i co robią w Polsce. Ja długo pracowałem z aptekami, z tymi największymi w Polsce i myśmy mieli taki deal w sobie, że jak już osiągnięcie pewien pułap, to ja nie jestem potrzebny. Nie jestem jakoś przywiązany na długie lata z nimi. I powiem, że to była pod potrójną lupą branża i nie tylko na świecie, ale i w Polsce, bo tutaj są regulatorzy, którzy patrzą na ręce i nie wszystko można, ale tam też zęby zjadłem na tym. Więc warto mieć w swoim portfolio kilka różnych branż, dlatego, że one mogą się różnić też pod kątem podejścia do klienta.
KM: Właśnie, no to może zadam to pytanie na koniec. Po takiej skali doświadczenia, co Ty o tym sądzisz? Mam taką teorię, że bardzo często, kiedy mamy do czynienia z pracą, z działem in-house’owym, to tam następuje takie zjawisko, gdzie wiedza trochę się kurczy, mimo tego, że są na bieżąco, część in-house’ów bierze udział właśnie w konferencjach. I wydaje mi się, że złotym rozwiązaniem tego problemu jest właśnie zapraszanie ekspertów zewnętrznych, którzy pracują z wieloma branżami, wielu klientów. Doświadczenie, gdzie trzeba przeskakiwać między tematami i to jest super. Myślę, że te działy in-house też się czasami sparzyły, bo jak przychodziła agencja, no to przychodziła z podejściem, panie, kto panu tak tutaj, zwolnijcie, wynajmijcie nas. Kiedyś pamiętam miny zaskoczonych ludzi, jak zostałem wezwany do takiego audytu. Ja przyszedłem i mówię, cześć, ja tu nie będę robił audytu, będę robił konsultację, mam pierwszy punkt. Wypiszcie mi, proszę, po tym spotkaniu wszystkie rzeczy, których wasz zarząd nie zrealizował, a wy rekomendowaliście. Ja to sprawdzę i się pod tym podpiszę. Zmiana z pozycji zamkniętej na otwartą magiczna i wtedy była fajna rozmowa, super projekt poszedł. I co ty o tym sądzisz? Czy ty uważasz, że właśnie nawet jak mamy długi albo krótki prowadzony projekt, ale czy warto korzystać? Wołać tych innych specjalistów? Czy sam czasem podpytujesz kogoś innego? Czy to jest dobra droga?
CG: My się uczymy całe życie i trzeba mieć dużo pokory. Pokora powoduje, że jesteśmy w stanie coś jeszcze przyjmować. Nie bezkrytycznie, ale przyjmować. Możemy się z czymś nie zgadzać, ale trzeba rozmawiać i trzeba słuchać. I tu był ciekawy trend na rynku w ogóle światowym i nie tylko polskim, czyli zaczęły się pojawiać in-house’owe osoby pojedyncze jako kontakt. Bo rozmowa z marketingiem nie dawała żadnych efektów, było nierozumienie, dlaczego mieliby w rozumie zresztą, nie mówiąc o zarządzie, tylko w cyferki patrzy. Więc sporo moich wychowanków wylądowało właśnie jako jednoosobowe, takie in-house’owe osoby, które koordynowały działania zewnętrznych agencji. W dużych firmach to nawet kilka seowych agencji tam działało. I teraz, czy oni sami mogliby funkcjonować? No nie. Więc nie ma złudzeń, że bardzo doświadczony specjalista, który ma możliwości zarabiania, pójdzie na etat do firmy i będzie miał zabronioną pracę poza. Więc on nie może być z najwyższej półki. A ci moi to byli młodzi, więc poszli i to tam mają w swoim CV kolejny punkt. Jeśli są duże działy seowe, to trzeba szukać sobie klientów, bo one niewiele będą miały do roboty, jak zaczną porządkować. I po jakimś czasie już tej roboty będzie ubywało. Więc takie etatowe, wieloosobowe działy SEO u klientów, no to musi być efekt skali, Allegro i tak dalej, to wtedy się sprawdza. Ale u takich większościowych klientów powiedzmy, statystycznie, to musi być osoba, która rozumie, żeby ten projekt można było przeprowadzić, to jak mówię.
KM: Wdrożyć audyt, wdrożyć poprawkę..
CG: I żeby ta osoba rozprowadzała też te tematy, bo ona zna tą firmę od środka, a my nie.
KM: Musi być decyzyjna, żeby z każdą rzeczą trzeba iść do kogoś, kto zapisał.
CG: Dokładnie i żeby ona miała wpływ na to, co się dzieje. Albo, żeby była na tyle szczera, żeby powiedziała, że tego nie przepchniemy. Bo właścicielka ma 100 lat i ona nie rozumie internetu na przykład. Miałem taki przypadek. Nie 100, tylko 85. Więc tutaj to już jest jak w przyrodzie. Czyli jeśli równowaga jest zachowana, że mamy rozsądną osobę w środku, która jest dobrze opłacana przez swojego pracodawcę i po to, żeby nie miała pokus jakichś, żeby gdzieś śmignąć i ma do czynienia z fachowcami z zewnątrz, albo współpracuje na stałe, albo zasięga języka co jakiś czas, jak najbardziej takie rozwiązanie. Ale jeśli oni się zamkną w sobie i to będzie etatowa praca i później zapominają i nie rozwijają się, no to w pewnym momencie niestety się cofną. Rynek odjedzie. Więc na ile oni mogą pracować i jeszcze zdobywać kwalifikacje. Ja mam to szczęście, że ja z pasji żyję. AI mi dało to, że jeden dzień w tygodniu zaoszczędziłem, który przeznaczam na pracę. Dla mnie to jest wielka radość. Akurat jestem w takim wieku, że nie mam obciążeń rodzinnych głębokich. W związku z tym to jest specyficzny rodzaj ludzi, moim zdaniem taki, którzy in-house mogły pracować, który zadbałby o samorozwój. I wtedy ja bym był spokojny o deale. Jeśli to są osoby przyuczone etatowe, no to one długo nie pociągną w tej firmie. Poza tym nie będą się przykładały. Bo jakby coś złego, to zewnętrzna agencja, która tutaj nabrudziła. U nas wiadomo, że to zależy. Zawsze znajdziemy jakiś argument, że to nie my, a ktoś na zewnątrz. A ponieważ mózg ludzki, jego imperatywem głównym jest lenistwo, zresztą to jest imperatyw powstania cywilizacji naszej. I to jest motor wynalazków itd. Więc jeśli my się temu poddamy i będziemy na pracy na etacie, no to nic nie wniesie. Więc ja trochę tak na okrągło opowiadam o tym, ale bardzo dużo takich doświadczeń Ty masz i ja mam z takimi osobami. I jak podpisuję kontrakt, to w nim jest wołami, że mają obowiązkowe warsztaty raz w miesiącu. Niepłatne, darmowe. To jest ta wiedza, którą rozdają na świecie. I ten klient i ta osoba, która jest odpowiedzialna za to SEO w tej firmie, jeśli będzie miała co miesiąc zastrzyk, nie tylko słupków, tabelek itd., ale jeszcze wiedzy jako takiej, no to wtedy ten kontrakt potrwa. I będą z tego tytułu efekty. Więc edukacja tych osób jak najbardziej. Jak mówisz o kontaktach z fachowcami z zewnątrz, to mówię o tym też kontekście edukacyjnym.
KM: To myślą zakończymy nasze dzisiejsze spotkanie, nasz odcinek. To ciekawe, on w ogóle zamyka się w takim ciekawym przemyśleniu. Jeżeli będziemy od seowca wymagać raportowania pozycji, to dostaniemy pozycję, nie sprzedaż. Nawet czasem te pozycje nie będą prawdziwe. Jeżeli będziemy zamykać się na wiedzę, przegapimy rewolucję, a z drugiej strony możemy sobie nie zdawać sprawy, że SEO, mimo tego, że ktoś powiedział, że umarło x lat temu, co jest wielką bzdurą i mimo tego, że ktoś myśli, że to jest stagnacyjna, stara branża, to cały czas coś się zmienia. Więc jak słyszeliście, musimy szukać nowej wiedzy, często w oparciu o nawet inne osoby, z którymi relacje nawiązywane na wydarzeniach mogą dać nam przełomowe inspiracje, rzeczy, na które byśmy nie wpadli i tam też był motyw, o którym mówiliśmy, wychodzenia poza własne podwórko, poza własne pudełko, bo jeżeli wszyscy robią wszystko tak samo, to jak mam się wyróżnić w Google? Poruszyliśmy, choć na szczęście minimalnie, AI jako coś, co nam ma pomagać i wspierać nas, a nie zastępować czy przeszkadzać w naszej pracy i znowu jako nowość w Google, na którą trzeba dobrze reagować i też to, że wiele rzeczy, z którymi teraz się zmagamy w biznesie, niekoniecznie dobre w SEO, były od lat, są od lat i trzeba na nie bardzo, bardzo uważać i rozmawiać. A na koniec padła właśnie edukacja. Jeżeli razem będziemy wiedzieli, co możemy w SEO osiągnąć, jeżeli po stronie klienta będzie ta wiedza, chęć do wdrożeń, chęć do zmian i po stronie działu SEO wewnętrznego również, to zewnętrzna agencja pomoże, a jeżeli gdzieś będzie jakieś kompletne niezrozumienie, trzeba jak najszybciej nadrobić, jak najszybciej wyjaśnić, no bo koniec końców na tym zyska biznes, jeżeli te problemy rozwiążemy.
CG: A mogę jeszcze jedną uwagę?
KM: Oczywiście.
CG: Słuchaj, bo nie mogę się powstrzymać, ale to moje przesłanie muszę przekazać. Otóż bardzo mnie drażni takie podejście, gdzie jest my-wy, czyli jest zewnętrzny podmiot seowy, jest klient i to są dwie różne strony, które patrzą sobie na ręce. A co by było, gdybyśmy klientowi powiedzieli tak, słuchajcie, to jest nasz wspólny serwis, nasz wspólny ból, tak? Dlaczego nie możemy robić tego razem, tak? Przecież razem nam zależy na tym samym. I ja to bardzo podkreślam i od pierwszych dni mówię w naszym serwisie, w naszym sklepie i tak dalej, żeby też uzmysłowić, że jesteśmy jedną drużyną.
KM: Tak, ja idę o krok dalej, bo ja staram się, żeby dział SEO i dział SEM zawsze były jedną drużyną, nawet jak to są dwie osobne firmy.
CG: I teraz jeszcze jedna rzecz o tym, co powiedziałeś. Otóż w tej uczelni amerykańskiej pod koniec lat dziewięćdziesiątych powiedziano mi tak: nie ma czegoś takiego, jak oddzielne SEO. SEM na świecie i według naszej definicji to jest Search Engine Marketing, czyli działania seowe, działania płatne, takie i takie. Wszystko. To jest marketing internetowy. A w Polsce jest tak i to budziło tyle różnych nieporozumień.
KM: Uwierz mi, strasznie mnie to irytuje, natomiast to się aż tak przyjęło, że mówienie o tym, że dział płatny PPC niestety… Ale na świecie by powiedzieli, o co Ci chodzi, prawda?
CG: Dokładnie tak.
KM: Bardzo, bardzo Ci dziękuję za rozmowę!
CG: Dzięki wielkie!
KM: Cześć!
























