Popularny nofollow jest już z nami dwie dekady. W tym artykule pokażemy Wam, jak bardzo zmieniał się ten atrybut, jak różnie był interpretowany w konkretnych momentach, czym jest dla Google i jak twórcy wyszukiwarki chcieliby, żebyśmy z nim pracowali. Przyjrzymy się również case study, które udowadniają, że to, co mówi nam Google, nie zawsze przekłada się na rzeczywistość. Zapraszamy do lektury.
Spis treści
Co oznacza atrybut nofollow? Definicja
Atrybut nofollow zapisywany w kodzie jako rel=”nofollow”, to znacznik, który dodajemy do linków. Pierwotnie jego definicja była prosta: miał on stanowić informację dla robota wyszukiwarki, aby nie podążał za danym linkiem i nie przekazywał za jego pośrednictwem „mocy SEO” (tzw. PageRank czy też Link Juice). W ten sposób webmasterzy mogli oznaczać linki, co do których nie mieli pewności lub których nie chcieli promować, dając sygnał Google, by nie kojarzył ich z reputacją witryny.
Jednak we wrześniu 2019 roku Google zrewolucjonizowało swoje podejście. Obecnie atrybut nofollow jest traktowany jako wskazówka, a nie ścisła dyrektywa. Oznacza to, że algorytmy Google mogą, ale nie muszą podążać za takim linkiem i uwzględniać go w ocenie strony. Powstał w celu walki ze spamem, ale jego rola ewoluowała i dziś jest częścią szerszego systemu atrybutów. Obok rel=”sponsored” (dla linków płatnych) i rel=”ugc” (dla treści tworzonych przez użytkowników) „nofollow” stał się swego rodzaju atrybutem ogólnym, stosowanym, gdy pozostałe dwa nie pasują lub gdy chcemy zbiorczo oznaczyć linki wychodzące.
Po co używać rel nofollow?
Chociaż atrybut nofollow nie jest już tak czarno-biały jak kiedyś, jego świadome stosowanie wciąż jest kluczowym elementem strategii SEO. Warto wiedzieć, kiedy i po co go dodawać. Oto najważniejsze zastosowania.
- Linki płatne i reklamowe – każdy odnośnik, za który otrzymaliśmy wynagrodzenie (np. z artykułów sponsorowanych, banerów reklamowych, w ramach współpracy marketingowej), powinien być odpowiednio oznaczony. Google rekomenduje tu głównie atrybut rel=”sponsored”, ale użycie rel=”nofollow” jest wciąż akceptowalne i w pełni poprawne. Unikamy w ten sposób podejrzenia o próbę manipulacji wynikami wyszukiwania.
- Treści generowane przez użytkowników (UGC, User Generated Content) – miejsca takie jak komentarze na blogach, posty na forach internetowych czy recenzje produktów to idealne środowisko dla spamerów. Aby zabezpieczyć swój serwis i nie przekazywać autorytetu potencjalnie niskiej jakości linkom, należy je oznaczać. Dedykowanym atrybutem jest rel=”ugc”, ale nofollow również spełni tu swoją rolę.
- Linki, których nie popierasz lub któ®ym nie ufasz – czasem musimy linkować do strony, której treści nie chcemy promować lub nie chcemy przekazać autorytetu własnej witryny. Atrybut nofollow stanowi wtedy jasną informację dla wyszukiwarek: „Odsyłam tam, ale nie ręczę za ten zasób”.
- Dywersyfikacja profilu linków – naturalny i zdrowy profil linków prowadzących do danej witryny jest zróżnicowany. Oznacza to, że składają się na niego zarówno linki dofollow, jak i nofollow. Obecność linków nofollow sprawia, że cały profil wygląda bardziej autentycznie w oczach algorytmów, dlatego pozyskiwanie takich odnośników jest również ważną częścią naturalnego link buildingu.Warto przy tym pamiętać, że choć linki nofollow są kluczowe dla naturalności, w skutecznej strategii SEO to linki dofollow powinny stanowić zdecydowaną większość profilu, a pozostałe atrybuty traktuje się jako jego cenne uzupełnienie.
- Unikanie problemów z „crawl budget” – w przypadku bardzo rozbudowanych witryn roboty wyszukiwarek mają ograniczony czas (budżet) na skanowanie. Chociaż Google oficjalnie odradza używania nofollow do kontrolowania indeksowania w obrębie danej witryny, zwłaszcza w przypadku linków wewnętrznych, niektórzy webmasterzy wciąż stosują tę technikę, by „sugerować” robotom, które części serwisu są ważniejsze. W praktyce dotyczy to często linków wewnętrznych prowadzących do stron o niskim priorytecie dla SEO, takich jak:
- polityki prywatności,
- regulaminów,
- stron logowania, rejestracji i koszyka,
- wewnętrznych wyników wyszukiwania.
W ten sposób można zaoszczędzić crawl budget, co będzie zawsze na plus pod kątem działań SEO.
Jak dodać atrybut nofollow?
Dodanie atrybutu nofollow do linku jest stosunkowo proste i można to zrobić na kilka sposobów, w zależności od używanej technologii i dostępu do kodu.
1. Ręczne dodawanie w kodzie HTML – to podstawowa metoda. Wystarczy edytować kod HTML linku (tagu <a>) i dodać atrybut rel=”nofollow”.
- Standardowy link w wygląda tak: <a href=”https://przykladowa-strona.com”>Tekst linku</a>
- Link z atrybutem nofollow w kodzie: <a href=”https://przykladowa-strona.com” rel=”nofollow”>Tekst linku</a>
2. W systemach CMS (np. WordPress) – większość popularnych systemów zarządzania treścią ułatwia dodawanie atrybutów. W WordPressie po dodaniu linku w edytorze wystarczy kliknąć na niego, wejść w zaawansowane opcje (ikona zębatki lub trzy kropki) i zaznaczyć pole „Oznacz jako nofollow”. Podobne funkcje oferują inne CMS-y lub dedykowane wtyczki SEO.
Jak sprawdzić, czy link ma atrybut nofollow?
Sprawdzenie, czy dany link ma atrybut nofollow, nie wymaga wiedzy programistycznej. W najpopularniejszych przeglądarkach jak Google Chrome wystarczy:
- kliknąć prawym przyciskiem myszy na interesujący nas odnośnik,
- z menu kontekstowego wybrać opcję „Zbadaj” (lub „Inspect”),
- otworzy się konsola deweloperska, a w niej podświetlony zostanie fragment kodu HTML odpowiedzialny za ten link. Wystarczy rzucić okiem, czy w tagu <a> znajduje się dopisek rel=”nofollow”.
A jeśli chcesz mieć stały podgląd, który link jest oznaczony nofollow bez wchodzenia w kod (być może pracujesz w marketingu lub po prostu chcesz lepiej rozumieć oznaczenia linków) wypróbuj wtyczki, które wyróżniają linki z rel=”nofollow” (często także ugc i sponsored). Przykładowo, NoFollow dla Chrome obrysowuje/podświetla takie odnośniki podczas zwykłego przeglądania strony, dzięki czemu od razu widać, które linki są oznaczone.


Pozycjonujemy strony od 20 lat
Sprawdź, jak możemy zwiększyć widoczność Twojej strony
Tag Rel=nofollow – skąd on w ogóle się wziął?
Początków „nofollow” możemy upatrywać już w 1998 roku. Wtedy właśnie został zgłoszony wniosek patentowy US6285999B1. Dotyczył on metody nadawania stronom internetowym określonej wartości liczbowej oznaczającej ich jakość. Parametr ten nazywał się PageRank i wywrócił internet do góry nogami. Przy układaniu wyników wyszukiwania Google zaczął brać pod uwagę autorytet domeny. Pomysł był przełomowy, ale też bardzo niebezpieczny. Pierwsi „pozycjonerzy” szybko zorientowali się, jak PageRank działa – linki, linki i jeszcze raz linki. Im więcej, tym lepiej. Im więcej, tym wyżej.
W efekcie w internecie mocno zwiększyła się liczba spamu – na forach internetowych była masa automatycznie zakładanych kont i wątków tematycznych, a komentarze na blogach pękały w szwach. Archaiczne Księgi Gości zostały zalane spamem i przez to już nigdy więcej nie wróciły do łask. Oprogramowanie do automatycznego tworzenia linków było wtedy najpopularniejszym narzędziem SEO.
W tym czasie mocno zaczęły się rozwijać wszelkie captche, gdyż strony www trzeba było mocniej zabezpieczać. W odpowiedzi powstawały captcha breakery – łamacze captchów. Była to nieustanna walka, a przegranym często zostawał użytkownik. Często dochodziło do skrajnych sytuacji, gdzie aby skutecznie zabezpieczyć strony internetowe, wykorzystywano tak trudne captche, że nawet człowiek miał problem z ich rozwiązaniem…
W dużej mierze odpowiedzialność za taki stan rzeczy ponosił Google i musiał coś zrobić, żeby ukrócić ten nieuczciwy proceder. I tak w 2005 roku ogłoszono wprowadzenie znacznika nofollow. Odnosił się on dokładnie do spamu. Jego jedynym zadaniem było oddzielenie ziarna (wartościowych linków) od plew (spamu). Google zapowiedział, że widząc atrybut nofollow, nie będzie zwracać uwagi, co kryje się pod linkiem; będzie po prostu ignorować taki stan rzeczy. Na pytanie „jakie linki powinienem oznaczyć tym atrybutem?” odpowiadano: „wszystkie, które może stworzyć użytkownik samodzielnie”.
Idea była prosta – Internet podzieli linki samodzielnie, odwalając kawał pracy za algorytmy Google. Następnie pozostanie wziąć pod uwagę tylko te linki dobre, tworzone naturalnie. W efekcie nikomu nie powinno się już opłacać tworzenie setek linków nofollow. Co równie istotne, linki oznaczone jako nofollow miały nie brać udziału przy wyliczaniu oceny PageRank danej strony.
Samo wprowadzenie linków nofollow nie rozwiązało problemu. Na pewno najskuteczniej byłoby ponownie nie brać pod uwagę linków. Na pewno? Sprawdził to Yandex w 2014 roku, który przez dwa lata układał wyniki wyszukiwania bez posiłkowania się linkami. Efekt był odwrotny od zamierzonego. Wynikom brakowało precyzji, wyszukiwarka cofnęła się o lata wstecz. Szybko zrezygnowano z tego pomysłu.
O case’ie wyżej mówi się sporo. Mało kto natomiast pamięta, że również w 2014 roku Google przyznał się, że ma wersję wyszukiwarki nieuwzględniającą linków. Matt Cutts (aka ściemniacz) informował, że ta wersja jest dostępna tylko wewnątrz Google i przyznał, że największym jej problemem jest serwowanie trafnych wyników wyszukiwania. Sam fakt, że Google tego projektu nigdy nie pchnął dalej, jasno sygnalizuje, że linki jednak muszą być brane pod uwagę i bez nich niemożliwe jest skuteczne układanie wyników SERP. Linków nie da się niczym zastąpić, nie da się ich również nie brać pod uwagę. To nieodłączna część Internetu.
Rozwój atrybutu nofollow i jego zmiany na przestrzeni lat
Od momentu wprowadzenia w 2005 roku atrybut nofollow miał jedno proste zadanie: walkę ze spamem i oddzielenie wartościowych linków od tych, za które webmasterzy nie chcieli ręczyć. Jednak system ten nie był idealny i szybko znaleziono sposoby na manipulowanie PageRankiem. Z czasem zmieniały się również wytyczne samego Google. Już w 2013 roku gigant z Mountain View poprosił o oznaczanie atrybutem nofollow wszystkich linków pochodzących z artykułów sponsorowanych i innych form płatnej reklamy.
Mimo tych wytycznych przez lata powtarzano mantrę, że Google po prostu nie bierze pod uwagę linków nofollow przy ustalaniu rankingu. Rzeczywistość była jednak znacznie bardziej skomplikowana, co udowodniły liczne testy i analizy branżowe.
Testy, które podważały oficjalne wytyczne
Jeszcze przed oficjalną zmianą stanowiska przez Google, wiele studiów przypadku pokazywało, że atrybut nofollow nie jest w pełni ignorowany przez algorytmy:
- Test indeksacji – jeden z głośniejszych testów przeprowadzony przez Head of SEO w SurveyMonkey dowiódł, że Google potrafi indeksować zasoby, do których prowadzą wyłącznie linki nofollow. W ramach eksperymentu podlinkowano stronę z atrybutem nofollow, która nie była w mapie witryny ani nie posiadała żadnych innych linków przychodzących. Efekt? Podstrona została zaindeksowana w ciągu 48 godzin, co było jawnym dowodem na to, że roboty Google podążają za takimi linkami wbrew oficjalnym zapewnieniom.
- Wpływ na ranking – istnieją udokumentowane przypadki, w których linki nofollow miały bezpośredni wpływ na pozycje w rankingu. Adam White na blogu Semrusha opisał, jak za pomocą jednego linku site-wide z atrybutem nofollow awansował z 20. na 1. miejsce w wynikach wyszukiwania.

Chociaż pojedyncze studium przypadku może być uznane za anegdotyczne, jego wnioski znajdują potwierdzenie w analizach na znacznie większą skalę. Przykładem jest badanie firmy Ahrefs, która przeanalizowała blisko 45 tysięcy słów kluczowych. Kluczowym wnioskiem było stwierdzenie, że łączna liczba wszystkich backlinków (wliczając nofollow) wykazuje silniejszą korelację z wysokimi pozycjami w wynikach wyszukiwania niż sama liczba odnośników dofollow. Odkrycie to sugerowało, że linki nofollow mają pośredni wpływ na zróżnicowanie profilu linków, a co za tym idzie, jego uwiarygodnienie i dywersyfikację całego profilu linkowego. Obecność linków nofollow sprawia, że działania link buildingowe wyglądają w oczach algorytmów na bardziej naturalne i zróżnicowane.
Można przytaczać kolejne studia przypadku i badania, które potwierdzały te obserwacje. Istnieją nawet analizy, w których webmasterzy po zrzeczeniu się linków nofollow za pomocą narzędzia Disavow Tool notowali spadki widoczności swoich serwisów.
Ta narastająca rozbieżność między oficjalnymi wytycznymi a realnymi obserwacjami w świecie SEO sprawiła, że dalsze dywagacje stały się zbędne, gdy nadeszła kluczowa zmiana.
Nowe atrybuty w linkach – oficjalna zmiana Google
Dopiero 10 września 2019 roku Google postanowiło oficjalnie przyznać, że jego podejście do atrybutów rel ulega zmianie. Wprowadzono wówczas dwa nowe znaczniki – sponsored oraz ugc – a przede wszystkim ogłoszono, że od 1 marca 2020 roku atrybut nofollow będzie traktowany jedynie jako wskazówka, a nie ścisła dyrektywa.
W oficjalnym komunikacie Google napisało wprost:
Gdy wprowadzono atrybut nofollow, oznaczanie linków w ten sposób nie było dla nas sygnałem do ich użycia w naszych algorymatach wyszukiwania. Właśnie uległo to zmianie. Wszystkie atrybuty linków (sponsored, ugc i nofollow) są traktowane jako wskazówki dotyczące tego, które linki należy uwzględniać w wyszukiwarce lub z niej wykluczać. Będziemy wykorzystywać te wskazówki wraz z innymi sygnałami, aby lepiej zrozumieć, jak prawidłowo analizować linki i używać ich w naszych systemach. (źródło: https://developers.google.com/search/blog/2019/09/evolving-nofollow-new-ways-to-identify?hl=pl)
Ta zmiana była rewolucją, która oficjalnie zakończyła erę postrzegania nofollow jako atrybutu całkowicie pozbawionego wartości dla SEO.
Podsumowanie
Historia atrybutu nofollow to doskonały przykład ewolucji, jaka nieustannie zachodzi w świecie SEO. To, co powstało w celu prostej walki ze spamem w komentarzach na blogach, dziś jest zniuansowanym narzędziem w rękach świadomych webmasterów i specjalistów SEO. Kluczowy wniosek jest jeden: tag nofollow nie jest już rozkazem, a wskazówką. Google zastrzega sobie prawo do własnej interpretacji tego znacznika, co potwierdzają liczne case study, w których odnośniki nofollow wpływały na poprawę pozycji strony w wynikach wyszukiwania lub prowadziły do indeksacji podstron.
Pamiętajmy, że stosowanie atrybutu nofollow (oraz jego nowszych krewnych: sponsored i ugc) jest dziś przede wszystkim oznaką higieny i transparentności strony internetowej. Pomaga w oznaczaniu linków płatnych, zabezpiecza przed treściami od użytkowników i pozwala zachować dystans do serwisów o wątpliwej reputacji. Co więcej, obecność linków nofollow jest kluczowa dla budowania naturalnego i zróżnicowanego profilu linków prowadzących do witryny, który jest jednym z fundamentów stabilnego i bezpiecznego pozycjonowania. Zamiast więc pytać, czy linki nofollow przekazują moc SEO, lepiej skupić się na tworzeniu naturalnej i wartościowej dla użytkownika strategii link buildingu. To właśnie takie podejście, w ostatecznym rozrachunku, jest nagradzane przez algorytmy Google i pozytywnie wpływa na pozycjonowanie.
Wpis aktualizowany, pierwsza wersja ukazała się na blogu w 2022 roku.